Nowoczesne zdobycze techniki gwarantują wygodę codziennego użytkowania. Mapy Google są w stanie doprowadzić kierującego pod dowolny adres i wskazać optymalną trasę. Rozwiązanie było jednak projektowane głównie pod kątem czasów pokoju. Podczas wojny ujawnia dodatkową funkcjonalność. Co najlepiej udowodniła sytuacja w Ukrainie.
Za sprawą Google Maps można było sprawdzić intensywność oraz kierunek przemieszczania się wojsk w rejonach dotkniętych walkami. Wystarczyło uruchomić aplikację i włączyć warstwę pokazującą aktualne natężenie ruchu. Potem uważnie je obserwować i wyciągać logiczne wnioski. Za nieoczekiwanym zastosowaniem map googlowskich stoi prosty mechanizm. Każdy telefon z systemem Android oraz iPhone z zainstalowanymi mapami Google standardowo udostępnia dane na temat aktualnej lokalizacji. Także telefony posiadane przez wojskowych i użytkowane na terenie prowadzenia działań wojennych.
W tym punkcie kluczowe stają się tak naprawdę trzy rzeczy. Mowa o:
Specjaliści Google dość szybko zorientowali się, że za pomocą aplikacji nawigacyjnej wojska mogą śledzić swoje ruchy, ale też obserwować zachowania ludności cywilnej. Gigant podjął zatem decyzję o wyłączeniu funkcji śledzenia ruchu na żywo w całej Ukrainie. Tak, w ten sposób wykasowane zostały cenne i przede wszystkim darmowe informacje wywiadowcze. Tyle że cel takiego działania jest ważniejszy. Chodzi o bezpieczeństwo – zarówno działań ukraińskich, jak i ukraińskiej ludności cywilnej.
Decyzja Google była konsultowana z władzami Ukrainy. Nie jest jednak wykluczone, że dostęp do danych nadal mają np. wojskowi ukraińscy. Takie podejście byłoby mocno sensowne i mogłoby stanowić uzupełnienie ważnych danych wywiadowczych na froncie.