Zestaw motoryzacyjnych porad znajdziesz również w serwisie Gazeta.pl.
Kilka grudniowych dni z opadami śniegu i mrozami zebrało żniwo. W drogach pojawiły się pokaźnych rozmiarów wyrwy. I nie dotyczą one wyłączenie dróg bocznych czy prowincjonalnych miasteczek. Bo ta, uwieczniona na zdjęciu promującym ten materiał, pochodzi ze skrzyżowania ulic Sobieskiego i Sikorskiego w Warszawie.
Niestety powstawaniu ubytków skutecznie zapobiegać się nie da. W czasie opadów śniegu lub deszczu woda wpływa nawet w najdrobniejsze szczeliny w asfalcie. Następnie po spadku temperatur marznie i rozsadza powierzchnię drogi. Tak powstają najpierw małe ubytki, które z czasem powiększają się. O ile kruszeniu się asfaltu zaradzić się nie da, o tyle dziury drogowcy powinni jak najszybciej wypełniać. Tego jednak nie robią. Powód? Czasami brak środków, czasami brak reakcji na zgłoszenie, a czasami brak wiedzy na temat występowania dziur w jezdni.
Ubytek takiej wielkości jak ten ze zdjęcia, stanie się ekstremalnie niebezpieczny w przypadku, w którym zostanie zasłonięty przez deszczówkę. Kierujący nie zobaczy jak głęboka jest kałuża, dopóki po niej nie przejedzie. A wjechanie na taką dziurę wypełnioną wodą z prędkością powiedzmy 50 km/h, może doprowadzić do uszkodzenia opony, felgi czy zawieszenia. W każdym z trzech przypadków koszty naprawy będą wysokie. Tyle że właściciel pojazdu wcale nie musi ich ponosić z własnej kieszeni.
Za szkody powstałe w wyniku najechania na dziurę w jezdni odpowiada zarządca drogi. To on powinien zadbać o stan nawierzchni i to on powinien w takim przypadku wypłacić kierującemu odszkodowanie.
Zarządca drogi jest odpowiedzialny za szkody, ale z drugiej strony nie wypłaci odszkodowania na tzw. "ładne oczy". Dlatego kierujący powinien pamiętać o kilku rzeczach:
Zadbanie o dokumenty jest najważniejszym, ale mimo wszystko pierwszym krokiem. W kolejnym kierowca powinien ustalić właściciela drogi. W przypadku dróg publicznych będzie to:
Dużo większy problem z ustaleniem właściciela dotyczy dróg poza siecią publiczną. Czasami będzie to osoba prywatna, czasami spółdzielnia, a czasami np. wspólnota mieszkaniowa. W ustaleniu danych pomóc może policja lub np. Urząd Gminy.
Po ustaleniu właściciela drogi, prowadzący powinien poinformować go o swoim roszczeniu. Do roszczenia można dodać wcześniej uzyskany kosztorys naprawy, a w sytuacji w której na pokrycie kosztu zdecydował się kierowca, rachunek z warsztatu i kosztorys. Dokumentacja może zostać przesłana do firmy ubezpieczającej drogę. Jeżeli chodzi o czas zgłoszenia roszczenia, to kierujący ma na to dokładnie 3 lata. Tyle że lepiej nie zwlekać aż tyle.
Fakt posiadania ubezpieczenia na drogę oznacza, że kierowca staje o kolejny krok bliżej odszkodowania? No właśnie nie zawsze. Bo firmy ubezpieczeniowe lubią wnioski takie odrzucać automatycznie. Robią to intencjonalnie, bo wiedzą że jedyną i skuteczną metodą odwoławczą jest kosztowne wejście na drogę powództwa cywilnego. Wielu z tej ścieżki rezygnuje, zostając z kwitkiem.