Zima pisze różne, trudne scenariusze drogowe. Jeden z trudniejszych dotyczy działania mrozu. Nie lubią go płyny do spryskiwaczy. Jeżeli kierujący w porę nie zmieni środka na taki, który okaże się odporny na mrozy, w miejscu cieczy pojawi się kawałek lodu. W skrócie, spryskiwacz przestanie działać, a kierowca straci możliwość przemycia szyby w czasie jazdy.
Dobra informacja jest taka, że po odpaleniu silnika i nagrzaniu go, płyn częściowo może rozmarznąć. Sopel w zbiorniczku wyrównawczym rozpuści bowiem temperatura jednostki napędowej. To jednak nie oznacza, że w czasie postoju płyn nie zostanie ponownie ścięty przez niską temperaturę. Co zatem z nim zrobić? Sensowne metody są tak naprawdę dwie. Mowa o:
W tym punkcie trzeba jednak zrobić dwie drobne uwagi. Rozpuszczenie zamarzniętego płynu w czasie jazdy dotyczy tylko samochodów... o napędzie spalinowym. Nie jest możliwe w przypadku aut elektrycznych. Ich jednostka nie generuje temperatury. Zamarznięty płyn w elektryku odzyska płynny stan skupienia po ociepleniu lub postoju w garażu. To raz.
Dwa w sytuacji, w której płyn zamarzł, kierujący nie chce jechać autem i nie może wstawić go do garażu, najgorszym pomysłem jest np. dolewanie do zbiornika gorącej wody. To może uszkodzić uszczelki czy nawet doprowadzić do pęknięcia zbiorniczka wyrównawczego. I nawet jeżeli płyn się rozpuści, to jedynie na chwilę i głównie powierzchniowo. To żadne rozwiązanie problemu.
Kierowca nie powinien doprowadzać do sytuacji, w której płyn do spryskiwaczy może zamarznąć. Po pierwsze dlatego, że to oznacza problem w czasie kontroli drogowej. Brudna szyba potrafi "kosztować" nawet 3 tys. zł. Po drugie zamarzający płyn może rozsadzić zbiorniczek wyrównawczy, pompkę płynu, przewody lub dyszę. Najdroższa w naprawie będzie oczywiście pompka. W przypadku modeli popularnych jej wymiana kosztuje od 150 do 450 zł.