Demokracja demokracją, ale porządek musi być. Po za tym cel uświęca środki. Z takiego założenia najprawdopodobniej wyszły władze Korei Południowej, które postanowiły szybko rozprawić się z ogólnokrajowym strajkiem kierowców ciężarówek. Niezadowoleni szeferzy i przewoźnicy postanowili zaprotestować przeciw zbyt niskim zarobkom i warunkom pracy. Wymyślili, że sparaliżują funkcjonowanie kraju przez zerwanie łańcuchów dostaw towarów i w ten sposób wymuszą zmiany w prawie. W Europie to zwykle działa.
Strajk okazał się na skuteczny. Faktycznie od dwóch tygodni Koreańczycy mają problemy z dostępnością towarów w sklepach, a przemysł z utrzymaniem produkcji. Kierowcom udało się sparaliżować strategiczne dla funkcjonowania Korei branże z budowlaną, stalową i paliwową na czele.
W Europie takie działania zmusiłyby rząd do szybkich i konkretnych rozmów z protestującymi, ale w republice Korei Południowej, postanowiono rozwiązać ten problem zgoła inaczej. Metodami rodem z Północy. Kierowcy i przewoźnicy, zamiast gwarancji wprowadzenia stawek minimalnych za przewozy i poprawy warunków pracy, dostali możliwość wyboru między... więzieniem albo gigantyczną grzywną, jeśli dalej chcieliby protestować.
Jak informuje serwis 40ton.net, południowokoreańskie władze zaczęły wysyłać kierowcom nakazy powrotu do pracy. Wezwania z groźbą grzywny lub więzienia dostali kierowcy zatrudnieni przy transporcie cementu, stali oraz paliw. W przypadku odmowy powrotu do pracy groziła im kara w wysokości 30 milionów wonów (100 tys. złotych) lub kara więzienia na okres 3 lat.
Mimo, że środowisko prawnicze głośno zaprotestowało przeciw takimi metodami, twierdząc, że są to działania wbrew konstytucji, rząd nie wycofał się z deklaracji. Suma sumarum wygrał, bo groźba okazała się skuteczna. Związki zawodowe przeprowadziły głosowanie nad zakończeniem strajków, a w nim okazało się, że 62 proc. kierowców opowiedziało się za zakończeniem akcji protestacyjnej i powrotem do pracy.