Na portalu auto-swiat.pl pojawiła się historia pana Jakuba, który regularnie podróżuje do Niemiec w celach prywatnych i służbowych. Dlatego w poprzednim, spalinowym modelu pamiętał o konieczności posiadania naklejki potwierdzającej, że silnik spełnia normę Euro 6. Dzięki temu mógł poruszać się po większości "Umweltzone", czyli niemieckich odpowiedników stref czystego transportu.
Więcej ciekawych newsów motoryzacyjnych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Jakiś czas temu wybrał się do Niemiec swoją nową, elektryczną Teslą Model 3. Samochód zarejestrowany w Polsce został wyposażony w zielone tablice rejestracyjne, które nie pozostawiają złudzeń, co do źródła napędu. Nawet osoby niewtajemniczone w świat motoryzacji wiedzą, że jest to samochód elektryczny.
Tym większe było zdziwienie pana Jakuba, kiedy znalazł w skrzynce list z mandatem za "nieuprawniony wjazd do strefy ekologicznej" we Frankfurcie nad Menem. Za taki występek Niemcy naliczyli kierowcy prawie 500 złotych kary.
Postanowił wyjaśnić sprawę i udał się do miejskiego urzędu i wydziału zajmującego się ruchem drogowym. Okazało się jednak, że kara jest jak najbardziej słuszna mimo napędu elektrycznego w samochodzie. Jak to możliwe?
Okazuje się, że w Niemczech nawet samochody elektryczne wyposażone w tablice rejestracyjne z wyróżnikiem E na końcu numeru rejestracyjnego (wskazującym, że są to pojazdy bezemisyjne) muszą być wyposażone w specjalną naklejkę. Potwierdza ona, że pojazd spełnia odpowiednie normy emisyjne.
Na nic zdaje się pokazywanie w urzędzie dokumentów na bezemisyjność pojazdu. Na szybie musi się znaleźć naklejka i nie ma od tego odwrotu. W innym wypadku grozi 100 euro mandatu plus opłaty manipulacyjne. Na szczęście zdobycie tej naklejki to formalność. Można ją zamówić wysyłkowo lub kupić w niemieckich stacjach kontroli pojazdów. Kosztuje od kilku do kilkunastu euro.