Na świecie jest tylko 375 takich aut. Jedno wypłynęło na szerokie wody

Niektóre skutki huraganu Ian szalejącego na Flordzyie są zaskakujące. Klęska żywiołowa na południu USA sprawiła, że unikalny McLaren P1 został dosłownie zwodowany przez przyrodę. Razem z tonami wody wypłynął z garażu i ruszył w ostatnią podróż.

Właściciel wyjątkowego McLarena P1 z Naples się tego nie spodziewał. Był przekonany, że drzwi od garażu są wystarczająco mocne, aby wytrzymać napór wody. Bardzo się mylił. Dowodem są zdjęcia oraz filmy żółtego hipersamochodu bujającego się dostojnie na falach.

Więcej motoryzacyjnych wiadomości znajdziesz na stronie Gazeta.pl

Silny prąd płynącej wody połączony z wiatrem musiał pokonać barierę stworzoną przez człowieka. Podobny los, co McLarena P1 spotkał też Rolls-Royce'a Phantoma zaparkowanego w tym samym garażu, ale nim się nikt nie przejął. Poza tym chyba jest zbyt ociężały (waży ponad 2,6 tony), aby samodzielnie opuścić garaż.

McLaren P1 to pierwszy od wielu lat hipersamochód brytyjskiej marki nawiązujący nazwą do legendarnego modelu McLaren F1 z lat 90. Nowszy z modeli był wyprodukowany w latach 2013-2015 w liczbie 375 sztuk.

Źródłem mocy McLarena P1 jest hybrydowy napęd z głównym ośmiocylindrowym silnikiem spalinowym o poj. 3,8 l wspomaganym przez dwie turbosprężarki oraz dodatkowy silnik elektryczny. Łączna moc napędu wynosi 903 KM, co pozwala na przyspieszenie do setki 2,8 s i rozwinięcie maksymalnej prędkości 350 km/h. Później włącza się elektroniczny ogranicznik.

 

McLaren P1 zabrany przez huragan Ian już raczej nie pojeździ

Cena McLarena P1 gdy był nowy, wynosiła w USA około 1,15 mln dolarów (w tej chwili to ponad 5,7 mln zł), ale teraz każdy egzemplarz jest wart dwukrotnie, a niektóre nawet trzykrotnie więcej. Jest tak bowiem, oprócz podstawowej wersji McLaren wyprodukował też 58 sztuk modelu P1 GTR, po pięć egzemplarzy P1 Spider i P1 LM oraz jeden P1 GT. Łączna liczba wszystkich wersji, która opuściła fabrykę to 444 sztuki.

Teraz będzie jeden mniej, bo wątpliwe, aby żółtą sztukę z Florydy, która wybrała życie marynarza, udało się odzyskać i doprowadzić do stanu używalności. To przykre, ale trzeba pamiętać, że nawet tak unikalny i kosztowny samochód jest tylko przedmiotem, bez którego można żyć.

W huraganie Ian ludzie tracą życie i całe dobytki. Właściciel żółtego McLarena P1 też pewnie uronił łezkę po jego stracie, ale sam opublikował jego zdjęcie, gdy odpływał. Potem pewnie wykonał... telefon do ubezpieczyciela. Trudno uwierzyć, że nie zadbał o zabezpieczenie swojego majątku, zwłaszcza że ten stan USA regularnie nękają klęski żywiołowe.

Więcej o: