Kilka lat temu wsiedliśmy za kierownicę testowej Kia Pride i trudno było nie skwitować wrażeń uśmiechem pobłażania. Z wnętrza nie dość, że woniało dalekowschodnimi plastikami, to poszarzała deska rozdzielcza i materiały tapicerskie sprawiały wrażenie, jakby trafiły do samochodu po co najmniej dziesięcioletnim oczekiwaniu na fabrycznej półce. Inne modele Kia też odstawały od średniej europejskiej, a próba silenia się na podniesienie prestiżu stylizacyjnymi zapożyczeniami z bardziej luksusowych marek nie powiodła się. Kilka tygodni temu po raz pierwszy wsiadłem do nowego Rio i niespecjalnie było z czego dworować. Uśmiech na twarzy mógł być wywołany jedynie ukontentowaniem. Najwyraźniej koreańscy marketingowcy biorą sobie do serca krytyczne uwagi, a co ważniejsze - mogą pochwalić się imponującym tempem rozwoju.
Wnętrze Rio może nie jest aż tak wystrzałowe, by zorganizować w nim zabawę karnawałową, ale na pewno nie jest nudne. Można wybierać pomiędzy zestawem żywych kolorów a elegancką, kremową skórą i jasną deską rozdzielczą. Jest też wersja dla praktycznych smutasów i przedstawicieli handlowych - cały środek w kolorze szarym. Największy postęp w Rio widać właśnie we wnętrzu. Kokpit jest ciekawie zaprojektowany i przejrzysty, a przełączniki łatwo dostępne i logicznie rozmieszczone. Miejsce wyblakłych plastików zajęły estetycznie wyglądające matowe materiały dobrej jakości. Do montażu też nie można mieć zastrzeżeń. Wnętrze Rio wypada zdecydowanie lepiej niż np. Toyoty Yaris i jest w stanie konkurować z najlepszymi w klasie. Tym samym inżynierowie Kii uporali się jedną z najbardziej krytykowanych wad koreańskich samochodów.
Rio nie wygląda też szaro na tle konkurentów pod względem ilości miejsca. Stosunkowo duży rozstaw osi (250 cm) umożliwił wypracowanie przestrzeni dla długonogich modelek, a wysoko poprowadzona linia dachu pozwala wygodnie jeździć nawet wyrośniętym Europejczykom. Zastrzeżenia można mieć jedynie do ergonomii miejsca kierowcy. Nie jest źle, ale w tej kategorii są lepsi, np. Škoda Fabia. W Rio brakuje osiowej regulacji kierownicy, a fotele mogłyby być bardziej wygodne, obszerniejsze i mocniej wyprofilowane. Również z zewnątrz samochód robi dobre wrażenie. Jest spójny stylizacyjnie, proporcjonalny i - co ważne - nie udaje żadnego innego auta. Oprócz atrakcyjnego wyglądu i zachęcającego wnętrza mocne są również silniki. Benzynowy 16-zaworowy, 1.4 rozwija 97 KM, a diesel z systemem wtrysku common rail (1.5 CRDi) - 110 KM. Jednostka 1.4 jest dynamiczna, ale kiedy wyciskamy z niej ostatnie poty, nieprzyjemnie hałasuje. To problem, który dotyczy większości czterocylindrowych silników Kii. Na szczęście motor ma duże rezerwy mocy i nawet kiedy sprawnie chcemy przemieszczać się mocno obciążonym samochodem, nie musimy zmuszać silnika do osiągania czerwonego pola na obrotomierzu. Kia trafnie do Rio dobrała też diesla (1,5 l). Jednostka nie wibruje, jest stosunkowo cicha i płynnie rozwija moc. Można jej zarzucić tylko to, że sprawia wrażenie słabszej od porównywalnego silnika koncernu PSA (1.6 HDI, 110 KM).
Pod względem dynamiki silniki Rio spełniają z nawiązką wymagania w stosunku do samochodu klasy B i prowokują do szybszej jazdy. Kiedy jednak wciskamy gaz do oporu, ujawniają się słabostki układu jezdnego. Zawieszenie, choć komfortowe, nie daje pewności prowadzenia najlepszych samochodów w tej klasie. Ale najbardziej doskwiera układ kierowniczy. Kierowca jest skutecznie odizolowany od informacji, jakie płyną z przednich kół. Na szczęście kiedy jeździmy spokojnie, Rio skutecznie tuszuje swoje wady. A przecież Rio nie ma na drzwiach bagażnika znaczka GTI.
Kilkadziesiąt lat temu podchodzono do samochodów japońskich z dystansem i traktowano jak jednorazówki. Teraz znajdują się bardzo wysoko w statystykach sprzedaży. W dużej mierze to zasługa niskiej awaryjności. Jak na razie koreańskie produkty nie zachwyciły klientów bezawaryjną pracą, ale coraz pewniej rozpychają się wśród europejskich i japońskich propozycji i mają do tego podstawy.
Tym razem cel był jasny. Rio to wyraźny atak na Stary Kontynent. To właśnie w Europie najlepiej sprzedają się samochody klasy B, okupując niemal 30 proc. rynku. Do wygrania jest wiele, ale i walka o ten rynek nie jest łatwa. Mocnych konkurentów z bogatą tradycją i dużym doświadczeniem nie brakuje. Klienci kupujący Fiata Punto czy Škodę Fabię wbrew pozorom mają duże wymagania. Żądają kompromisu pomiędzy jakością, przestronnością, wyglądem a oszczędnością i ceną. Atutem Rio są dwie wersje nadwoziowe (hatchback i sedan), przestronne wnętrze, europejsko stylizowana karoseria i mocne silniki. Bardzo ważna jest też cena. Za Rio (hatchback) z benzynowym silnikiem 1.4 musimy zapłacić 34 400 zł. W standardowym wyposażeniu brakuje jednak ABS-u, poduszki powietrznej pasażera, wspomagania układu kierowniczego. Ceny diesla zaczynają się od 40 900 zł, co jest stosunkowo atrakcyjną propozycją.
Jeśli Koreańczycy utrzymają obecne tempo rozwoju i wykażą się jakością, mają szanse powalczyć w Europie. Trzeba jednak pamiętać, że Rio porównujemy do aktualnych konkurentów, a niedługo do sprzedaży wejdzie seria nowych modeli małych gigantów. Już pokazano Renault Clio, za niecały miesiąc Fiat zaprezentuje nowe Punto, a w przyszłym roku Opel Corsa i Škoda Fabia zaczną wyrywać sobie z rąk klientów.
dobrze wykończone i obszerne wnętrze, mocne silniki, zachęcająca stylizacja, trzyletnia gwarancja
Ubogie wyposażenie standardowe, nieprzyjemnie hałasujący silnik benzynowy, mało komunikatywny układ kierowniczy