W Polsce można dostać mandat za ładowanie naładowanego akumulatora. Jaki? Od 20 do 5000 zł

Sposób oznaczania miejsc przy ładowarkach został umocowany prawnie. A to oznacza, że kierowca łamiący zasady na zielonej kopercie, wreszcie łamie nie tylko zwyczaje, ale również przepisy. Przepisy, które mogą narazić go nawet na 5-tysięczną grzywnę.

O kolejnych ciekawostkach związanych z prawnymi aspektami elektromobilności opowiadamy również w serwisie Gazeta.pl.

Rozwój elektromobilności w Polsce wymaga szeregu działań. Konieczne są zachęty do zakupu aut, rozbudowa sieci stacji ładowania i... ochrona ładowarek, które już istnieją. Co oznacza ochrona? Choć stacje są specjalnie znakowane, otrzymują dedykowane miejsca parkingowe, te cały czas są blokowane przez pojazdy spalinowe lub takie, które choć się nie ładują, cały czas zajmują złącze ładowarki (kierowca podłączył je po południu i odłączy np. rano).

Zobacz wideo 207 km/h na obwodnicy to "zdecydowanie za szybko". Policja wystawiła spory mandat

Zielona koperta jest jak koperta niebieska. Przepisy zmieniły się!

Kwestię blokowania ładowarek ustawodawca postanowił niejako unormować w grudniu 2021 roku. To wtedy w Polsce zaczęły obowiązywać dwa sposoby oznaczania miejsc przy ładowarkach. Koperty maluje się na zielono i ewentualnie uzupełnia znakiem "EV ładowanie". Dodatkowo istnieje również możliwość ustawienia oznaczenia pionowego. Tak wyznaczone miejsca parkingowe służą do postoju elektryka W CZASIE ŁADOWANIA. A skoro zasady zostały opisane w przepisach, za ich łamanie kierowcy grozi kara.

Blokujesz zieloną kopertę? Policjant z uśmiechem wypisze 5 tys. zł

Tak, nowy taryfikator mandatów obowiązujący od 1 stycznia 2022 roku nie przewiduje kary konkretnie za blokowanie ładowarki czy miejsca przy niej przez auto spalinowe. W Kodeksie wykroczeń mimo wszystko jest zapis, który do tej sytuacji świetnie pasuje. Mowa konkretnie o art. 92 par. 1. A w jego głos "kto nie stosuje się do znaku lub sygnału drogowego (...) podlega karze grzywny". Grzywna nie została wskazana. Tyle że to akurat nie stanowi dobrej informacji dla kierowców...

Brak określenia górnej granicy grzywny sprawia, że policjant który ujawni nieuprawnione blokowanie miejsca przy ładowarce dla aut elektrycznych, może tak naprawdę skorzystać z maksymalnego limitu dostępnej grzywny. A to dziś oznacza kwotę wynoszącą od 20 do nawet... 5 tys. zł! I z sumą 4-cyfrową wpisaną w bloczku mandatowym raczej byśmy nie dyskutowali. Powód? Funkcjonariusz może bowiem złośliwie uruchomić art. 92 par. 3. Ten mówi o możliwym zakazie prowadzenia pojazdów. W takim przypadku wniosek o ukaranie zostanie skierowany do sądu.

Mandat za kopertę przy ładowarce jest drakoński i... raczej pozorny

5 tys. zł mandatu, a nawet utrata uprawnień do kierowania pojazdami. Tak, to bez wątpienia nie brzmi najlepiej. Warto jednak pamiętać o tym, że cały czas mówimy o idealistycznym spojrzeniu stanu prawnego. A ten często nie przystaje do rzeczywistości. I tak pewnie będzie też i w tym przypadku. Po pierwsze ciężko wyobrazić sobie, że policjanci zaczną robić przesiewowe kontrole miejsc przy ładowarkach do samochodów elektrycznych. A do tego zaczną karać kierowców 5-tysięcznymi grzywnami.

Scenariuszem dużo bardziej realnym są zatem kontrole wynikające ze zgłoszeń kierowców. Tyle że problemem w tym przypadku staje się... czas. Od telefonicznego zgłoszenia do przyjazdu patrolu pod ładowarkę może minąć kilkadziesiąt minut. A to często wystarczy, aby blokujący pojazd odjechał. W skrócie, nowe przepisy są raczej straszakiem i zapisem na wszelki wypadek. Istnieje szansa że będą częściej wykorzystywane, ale dopiero w sytuacji, w której elektromobilność w Polsce wreszcie wybuchnie, a nie będzie wyłącznie delikatnie pączkować jak teraz.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.