Bugatti Chiron to obecnie najszybsze seryjnie produkowane auto (prototypowy egzemplarz Chirona w wersji Super Sport rozpędził się do ponad 490 km/h), które jednocześnie jest też jednym z najbardziej luksusowych, prestiżowych i najdroższych samochodów na świecie. Idealne połączenie dla milionera zafascynowanego hipersamochodami, takiego jak Radim Passer z Czech, o którym w ostatnich miesiącach zrobiło się bardzo głośno.
Choć milioner testował swoje Bugatti na odcinku autostrady, gdzie nie ma ograniczeń, to niemiecki władzom jego wyczyn się nie spodobał. Chciano go ukarać za niebezpieczną jazdę i stwarzanie zagrożenia na drodze. Właśnie poznaliśmy finał sprawy, z którego Radim Passer na pewno jest zadowolony. Ale zacznijmy od początku.
Więcej informacji ze świata motoryzacji znajdziecie na stronie głównej gazety.pl
Passer słynie z tego, że lubi sprawdzać maksymalną prędkość swych aut, a wyczyny te publikuje na platformie YouTube. Nie powinno zatem dziwić nas, że w garażu Passera tuż obok Veyrona stoi jego następca - Chiron. Czeski milioner w przeszłości już niejednokrotnie jeździł Veyronem na niemieckie autostrady, aby w pełni legalnie sprawdzać osiągi hipersamochodu.
W zeszłym roku postanowił sprawdzić osiągi Chirona i ponownie wybrał się do Niemiec - na długi i prosty odcinek autostrady, gdzie nie obowiązują żadne limity prędkości. Wcześniej testował już na nim Veyrona rozpędzając się do 402 km/h. Swoim wyczynem pochwalił się na kanale na YouTube:
Seryjny egzemplarz Chirona rozpędził się jeszcze bardziej - do 414 km/h. To niewiele mniej niż maksymalna prędkość tego auta, którą Bugatti zablokowało elektronicznie na 420 km/h. Przy okazji warto zwrócić uwagę, z jak wielką ochotą Chiron nabiera prędkości pędząc już powyżej 300 km/h. Dopiero przy ok. 400 km/h auto zaczęło przyspieszać znacznie wolniej i rozpędziło się do 414 km/h, gdy wskazówka prędkościomierza nie chciała już przesunąć się dalej. Wtedy Passer zdjął nogę z gazu i delikatnie nacisnął hamulec.
Na tym cała sprawa mogła się skończyć, ale filmem na YouTube zainteresowały się niemieckie władze.
Niemiecka policja, Ministerstwo Transportu i prokuratorzy potępili zachowanie Czecha i pojawiły się doniesienia, że chcą go ukarać za sprowadzenie niebezpieczeństwa na innych użytkowników drogi oraz za brak możliwości zapanowania nad pojazdem przy takiej prędkości. Prokuratura rozpoczęła nawet oficjalne śledztwo. Teoretycznie kierowcy groziły nawet dwa lata więzienia i spora kara finansowa.
Passer bronił się brakiem ograniczenia prędkości na danym odcinku oraz tym, że wcześniej wytypował drogę jako bezpieczną ze względu na dobrą widoczność i brak zakrętów. Twierdził, że robił to odpowiedzialnie i bezpiecznie, na tyle na ile się dało.
O sprawie zrobiło się tak głośno, że stanowisko zajęło nawet samo Bugatti.
Bugatti Automobiles S.A.S zna film przedstawiający Bugatti Chiron jadącego z dużą prędkością po niemieckiej autostradzie. Jednak ze względu na możliwe śledztwo prowadzone przez prokuraturę Bugatti Automobiles nie chce komentować ani przewidywać dalszych ocen dotyczących incydentu, o którym mowa. Dla nas jako firmy, odpowiedzialne postępowanie wobec klientów, udziałowców, pracowników i społeczeństwa, a przede wszystkim zgodność z prawem i wewnętrznymi wytycznymi Bugatti w zakresie zgodności, jest najwyższym priorytetem.
Naszym zdaniem, biorąc udział w ruchu drogowym, zawsze należy zachowywać się odpowiedzialnie. Jako firma odrzucamy/oddalamy się od wszelkich zachowań na drodze, które prowadzą do konkretnego zagrożenia dla użytkowników dróg.
Serwis ABC donosi właśnie, że niemieccy śledczy zakończyli dochodzenie, a Passerowi nie zostaną postawione żadne zarzuty. Najwyraźniej argumenty Czecha o wyborze odpowiedniego odcinka autostrady oraz wczesnej godziny, kiedy ruch był znikomy przekonały prokuraturę.
Wcale nie zdziwimy się, jeśli takie były plany niemieckich władz od samego początku. O sprawie Czecha i Bugatti zrobiło się na tyle głośno na całym świecie, że będzie ona ostrzeżeniem dla kolejnych youtuberów i influencerów. Media społecznościowe co jakiś czas obiega nagranie z niemieckich autostrad, na którym ktoś rozpędza się do absurdalnych prędkości. Nie zawsze w tak dogodnych warunkach i wcale nie samochodami, które stworzono do tak szybkiej jazdy.
Przy kolejnej takiej sytuacji kierowcy może nie ujść to na sucho. Drogi publiczne, nawet jeśli nie mają ograniczenia, to nie miejsca na bicie rekordów prędkości.