Więcej na temat polskiego rynku motoryzacyjnego opowiadamy też w serwisie Gazeta.pl.
Jeden przetarg i aż 300 samochodów pochodzących z 34 kategorii. Tak duży przetarg ogłosiło Centrum Obsługi Administracji Rządowej. Zakup miał dotyczyć nie jednej instytucji, a kilku. Pojazdy miały trafić m.in. do urzędów wojewódzkich, ministerstw, ale też Inspektoratu Ochrony Środowiska. Niestety żadnych zakupów nie będzie. I nie chodzi o to, że COAR wycofało się z planów. Po prostu nikt nie zgłosił udziału w przetargu...
Sam pomysł COAR w gruncie rzeczy nie wydaje się zły. Zsumowanie zakupów dla kilku instytucji miało dać polskim władzom siłę kilkuset aut, która mogła pozwolić na negocjowanie wyższych rabatów i uzyskanie korzystniejszych cen jednostkowych. Poza tym zebranie zakupów w jedno zamówienie, a nie rozsianie ich po poszczególnych instytucjach, upraszcza proces obsługi poszczególnych transakcji.
Czemu zatem rynkowi gracze nie zareagowali? Bo tak naprawdę dziś nie mają takich możliwości. A to akurat tajemnicą nie jest. Ktoś w COAR ewidentnie nie pomyślał.
Sytuacja na rynku motoryzacyjnym jest trudna. Firmy z uwagi na braki półprzewodników mają poważne problemy produkcyjne. Nie oferują pełnej gamy modelowej i to w najbliższych miesiącach raczej się nie zmieni. Poza tym producenci tak naprawdę bez zapowiedzi przerywają lub opóźniają produkcję. To sprawia, że dziś praktycznie nie da się precyzyjnie zaplanować terminu dostarczenia pojazdu.
Na przetarg zakładający bardzo precyzyjnie wskaźniki zakupowe odpowiedzieć się po prostu nie da. Szczególnie przy tak dużym rozstrzale ofertowym jak 300 pojazdów pochodzących z 34 segmentów.
Wygrana w przetargu realizowanym dla COAR musiałby oznaczać dla dealera problemy i pewnie kary umowne. I nie ma się co oszukiwać. Do momentu stabilizacji sytuacji na rynku motoryzacyjnym trudno będzie znaleźć odważnego, który zdecyduje się na tak wszechstronne zamówienie.
Centrum Obsługi Administracji Rządowej zaliczyło dość bolesną porażkę. I to porażkę wynikającą z krótkowzroczności. My przy okazji dowiedzieliśmy się jednak, jakimi samochodami są zainteresowani oficjele. Ciekawostki?
Z opisu przetargu jasno wynika, że w wielkim przetargu szukano nie tylko silników benzynowych i diesli, ale też hybryd czy nawet elektryków. Co ciekawe, szczególnie zainteresowane "liftbackami lub sedanami segmentu D o mocy 250 koni i z napędem 4WD" okazało się Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Urząd Wojewódzki w Bydgoszczy. W sumie te dwie instytucje potrzebowały ośmiu tego typu pojazdów.
Z kolei Główny Inspektorat Ochrony Środowiska uwielbia 5-drzwiowe kombivany. To o tyle interesujące, że nadwozia tego typu są coraz mniej popularne. Instytucja wyraziła zapotrzebowanie na aż 34 tego typu auta. Kolejne trzy chciał zamówić Mazowiecki Urząd Wojewódzki w Warszawie. Widocznie urzędnicy nie idą za rynkową modą, a stawiają na ponadprzeciętną praktyczność takich aut.
Wymagania urzędników nie zawsze są wygórowane. W przetargu pojawiły się również np. hatchbacki segmentu B wyposażone w silnik benzynowy o wyjątkowo rozsądnie brzmiącej mocy na poziomie 90 koni mechanicznych.