Kradzieże kół to plaga. Wróciliśmy do lat 90. Czy da się bronić przed złodziejami?

Kierowcy pamiętający koloryt motoryzacyjnych kradzieży lat 90., mogą na chwilę mentalnie powrócić do tych czasów. A wszystko za sprawą przykrej niespodzianki. Właściciele coraz częściej znajdują bowiem swoje samochody stojące nie na kołach, a cegłach.

O kradzieżach samochodów i innych zjawiskach dotyczących polskiego rynku motoryzacyjnego szerzej opowiadamy też w serwisie Gazeta.pl.

Bardzo często mówi się o tym, że scenariusze motoryzacyjne znane z lat 90. odeszły do lamusa na dobre. Przykład? W roku 2021 z powodu kradzieży wyrejestrowano w Polsce 7098 samochodów. Dla porównania w roku 1999 kradzieży aut było... 71 543. Różnica w statystykach poraża. Poraża na plus oczywiście. Bo dziś prawdopodobieństwo, że o poranku odkryjesz zamiast zaparkowanego pojazdu wolne miejsce parkingowe, jest dużo mniejsze.

Zobacz wideo Motospacer ze Skodą Fabią po Warszawie

W latach 90. kradli radia. Dziś łupem stają się koła!

Tak, mniejsza ilość kradzieży to bez wątpienia dobra informacja dla właścicieli samochodów w Polsce. To jednak jeszcze nie oznacza, że mogą się w pełni zrelaksować w nocy, gdy ich auto stoi zaparkowane pod blokiem. Bo choć aut rzeczywiście kradnie się mniej, sentyment lat 90. nadal czasami powraca – szczególnie w kontekście kradzieży wyposażenia. Ponad dwie dekady temu złodzieje ukochali sobie radioodbiorniki – najpierw je kradli, a potem sprzedawali na giełdach. Dziś stawiają przede wszystkim na... koła. Widok samochodów stojących na cegłach jest na osiedlach coraz popularniejszy.

Zamiast kół... cegły? To spory i kosztowny problem

Kradzież kół w samochodzie w nocy jest delikatnie mówiąc dość kłopotliwa. Bo nawet jeżeli kierowca ma w bagażniku zapas, ma tylko jeden, a potrzebuje czterech... Zakup nowych kół? To chyba najsensowniejsze i tak naprawdę jedyne rozwiązanie. Niestety wiąże się też z potężnym kosztem. Jedną felgę aluminiową w popularnym rozmiarze 16 cali można kupić już za 400 zł. To daje zatem 1600 zł za komplet. Dobrej klasy opona w najpopularniejszym w Europie rozmiarze 205/55 R16 zostanie wyceniona już na 360 zł za sztukę. To daje 1440 zł za komplet.

Przy popularnym rozmiarze kierowca musi wydać na naprawienie szkody przeszło 3 tys. zł. A im większe są felgi i im bardziej fabrycznym tropem postanowi pójść poszkodowany, tym koszty będą większe. W przypadku modeli premium z obręczami o wielkości 20 cali czy więcej nowy komplet kół będzie już oznaczać kwotę pięciocyfrową.

Czemu złodzieje kradną koła w samochodach?

No dobrze, ale czemu właściwie złodzieje kradną koła? Bo to sposób na prosty zarobek – kradzież trwa kilka minut, na ogół przebiega bezproblemowo i wymaga użycia jedynie klucza, lewarka i... czterech cegieł. Używane alufelgi kosztują od 500 czy 600 zł do kilku tysięcy. A do kwoty doliczyć trzeba jeszcze cenę opon. Co więcej, dziś towaru nie trzeba zbywać na giełdzie, a można go wystawić w sieci. A do tego pokradzieżową historię trudno jest złodziejowi udowodnić (felg czy opon się raczej nie znakuje) i nawet jeżeli zostanie złapany na miejscu przestępstwa na gorącym uczynku, nie poniesie dużych konsekwencji.

Niskie ryzyko i wysokie zyski to też powody, dla których złodzieje dziś kradną nie tylko koła, ale też np. katalizatory. Warto o tym pamiętać.

Jak zabezpieczyć felgi przed kradzieżą?

Kradzieże kół stają się popularne w dużych miastach. Czy przed procederem można się jakoś chronić? No właśnie nie za bardzo... Tak, producenci stosują w autach specjalne zakrętki zapobiegające przed kradzieżą. Każda otrzymuje "unikalny wzór klucza". Niestety złodzieje już od lat bez problemu sobie z nimi radzą. Mają po prostu zestaw specjalnych nakrętek. Nie za bardzo pomoże też parkowanie na placu z monitoringiem. Sama kamera złodzieja nie odstraszy. Nie pozwoli też na jego identyfikację – kradzieży dokonują bowiem osoby zakapturzone.

Oczywiście można też założyć, że monitoring pozwoli na ujawnienie przestępstwa. To bez wątpienia prawda. Warto też jednak pamiętać o tym, że wprawny złodziej jest w stanie zdjąć koła z auta w maksymalnie kilka minut. A to sporo mniej czasu niż może potrzebować kierowca na zbiegnięcie pod blok – nie mówiąc już o dotarciu na miejsce służb w postaci policji.

Zabezpieczenie kół przed kradzieżą nie istnieje. Istnieje za to autocasco

Widząc plagę kradzieży oczywiście kierowca może zmienić w aucie efektowne alusy na stalówki uzupełnione paskudnymi, marketowymi kołpakami lub nie ruszać pojazdu na krok z zamykanego boksu w podziemnym garażu. Tylko chyba nie o to w tym wszystkim chodzi... Jaka jest zatem metoda? Zdroworozsądkowo patrząc na sprawę wskazać można dwie.

Po pierwsze kierowca powinien liczyć się z tym, że o poranku może odkryć swój samochód stojący na cegłach. Szczególnie jeżeli ma w nim założone felgi oryginalne o sporym rozmiarze doposażone w markowe opony. To zawsze zwiększa prawdopodobieństwo kradzieży. Po drugie jedyną formą realnego zabezpieczenia jest tak naprawdę wykupienie polisy autocasco. Ta zagwarantuje wypłatę odszkodowania w razie kradzieży.

Więcej o: