O aplikacjach dla kierowców więcej opowiadamy też w serwisie Gazeta.pl.
Mapy Google kojarzą się przede wszystkim z wirtualną mapą, która pozwala kierowcy dotrzeć z punktu A do punktu B podając dane nawigacyjne. I choć opcja ta bez wątpienia stanowi główny element działalności, gigant nieustannie uzupełnia dokładnie wyskalowaną mapę o nowe funkcje. A to ma celu osiągnięcie dwóch skutków. Po pierwsze chodzi o usprawnienie działania mechanizmu prowadzenia. Po drugie tylko w ten sposób da się utrzymać atrakcyjność aplikacji w oczach kierowców.
Twarde dane są jasne. Z Map Google korzysta obecnie grubo ponad 3 miliardy aktywnych użytkowników na całym świecie. A warto w tym punkcie wspomnieć, że nie są one dostępne np. w Chinach, czyli na największym rynku dla smartfonów na świecie.
Mapy Google są chętnie wybierane przez kierowców z uwagi na dokładną mapę. Poza tym kluczowy jest fakt, że informują o natężeniu ruchu i korkach oraz na podstawie tych informacji są w stanie przeplanować trasę przejazdu tak, aby trwał on jak najkrócej. I choć funkcje te są ważne, jakiś czas temu zostały uzupełnione o dodatkowe opcje. Mowa w tym przypadku przede wszystkim o możliwości robienia zgłoszeń przez samych użytkowników. Dziś w Mapach Google – identycznie jak w polskim Yanosiku – kierowca może zgłosić wypadek napotkany na trasie, roboty drogowe, korki, które nie są jeszcze widoczne na mapie czy policyjne kontrole prędkości (w tym fotoradary).
Mapy Google pozwalają również na zgłoszenie np. niesprawnego pojazdu blokującego ruch, chwilowego zamknięcia jednego z pasów ruchu czy obiektu leżącego na jezdni i zagrażającego bezpieczeństwu ruchu drogowego.
Informacja mówiąca o punktowym pomiarze prędkości jest kluczowa. Kierowca może uniknąć mandatu np. za prędkość, który po 1 stycznia 2022 roku będzie naprawdę dotkliwy. I funkcja ta jest tym bardziej przydatna, że Mapy Google już od kilku lat przypominają ograniczenia prędkości obowiązujące na danym odcinku drogi. Kierowca nie musi się zatem zastanawiać nad tym, jaki znak właśnie minął i jakiego typu pojazdu on dotyczy. Tego dowie się z ekranu swojego smartfona. Co ważne, mapy wyliczają też realną prędkość auta na podstawie wskazań GPS – a ta może się nieznacznie różnić od prędkości pokazywanej przez prędkościomierz.
W zeszłym roku twórcy Map Google postawili sobie kolejny cel. Chcą niejako wyeliminować z drogi... 200 tys. pojazdów. Całe szczęście nie chodzi jednak o akcję sabotażową. 200 tys. pojazdów stało się dla Google pokazującym skalę symbolem redukcji emisji dwutlenku węgla o milion ton. Jak Amerykanie chcą tego dokonać? Zaktualizowali mechanizm planowania trasy. Teraz aplikacja będzie kierowała kierowcę taką drogą, której pokonanie zajmie maksymalnie mało czasu, ale też na której możliwa stanie się bardziej ekonomiczna jazda. Różnice w przypadku pojedynczego samochodu mogą być marginalne. Gdy jednak przemnoży się je przez ponad 3 miliardy przypadków, skala stanie się ogromna.
Nowy algorytm sprawdzi np. natężenie ruchu czy nachylenie powierzchni. Na tej podstawie oceni ile energii musi zużyć auto do pokonania trasy. Co więcej, w tym samym czasie kierowca może sprawdzić np. ceny paliw na najbliższych stacjach. W efekcie wybierze tą, która jest najtańsza.
Twórcy Map Google ekologię rozumieją jednak nie tylko jako planowanie trasy samochodem. Będą również zachęcać kierowców do... przesiadki na rower. A wszystko za sprawą wskazówek nawigacji przeznaczonych specjalnie dla rowerzystów. Wskazówki dla tej grupy użytkowników dróg będą nieco minimalistyczne. Nie chodzi jednak o ograniczenia programistyczne, a raczej wymagania rowerzystów. Ci ponoć nie chcą być informowani o każdym zakręcie i każdej zmianie trasy. Chcą otrzymywać tylko kluczowe wskazówki – a w tym np. zbliżających się przewyższeniach.
Poza tym Mapy Google dają też dostęp do świata wynajmu przyjaznych dla środowiska środków miejskiego transportu. Już dziś użytkownik smartfona może na żywo sprawdzić rozkład jazdy komunikacji miejskiej na najbliższych przystankach. Już dziś na mapie zaznaczone powinny być też rowery i skutery wynajmowane na minuty. Kierowca sprawdzi ile jest dostępnych pojazdów w danym punkcie, czy są one wolne oraz czy bez problemu będzie mógł oddać rower lub skuter po dotarciu do celu. Opcja ta na razie ma być jednak dostępna w ograniczonej ilości lokalizacji. Na początek mówi się m.in. o Berlinie, Nowym Jorku, Sao Paulo czy Taipei. Nie ma słowa o Warszawie...