O technologii motoryzacyjnej w armii więcej opowiadamy też w serwisie Gazeta.pl.
Dla wielu kierowców pojazdy lekkie wojska polskiego kojarzą się przede wszystkim z Honkerem. I choć był on produkowany aż do roku 2018, spora część pojazdu konstrukcyjnie pamięta jeszcze koniec lat osiemdziesiątych i Fabrykę Samochodów Rolniczych "Polmo" oraz markę... Tarpan. A to raczej nie świadczy o wyjątkowym zaawansowaniu konstrukcyjnym pojazdu. I choć obecnie polskie wojsko ma aż 2000 Honkerów, stopniowo są one wypierane. Wypierane m.in. przez takie konstrukcje jak amerykańskie Humvee.
Polakierowane na piaskowy beż Hummery trafiły w ręce polskich żołnierzy po raz pierwszy w roku 2004. Dostaliśmy je od Amerykanów w ramach pomocy zagranicznej. I pojazdy te stanowią ważny krok naprzód. Bo o ile Honker pozwala po prostu na przemieszczanie się, w działaniach bojowych nie gwarantuje wysokiego poziomu ochrony. Tego samego nie da się już powiedzieć o HMMWV. Pojazd powstał na ramie, ma niezależne zawieszenie czterech kół i ogromne możliwości terenowe. Do tego jest wodoszczelny oraz może mieć np. system regulacji ciśnienia w oponach.
Humvee w zależności od zabudowy jest wyposażany w karabin maszynowy, granatnik automatyczny czy wyrzutnię pocisków przeciwpancernych kierowanych. A to bez wątpienia ciekawe wyposażenie opcjonalne jak na auto terenowe.
W grudniu 2021 roku ramię w ramię obok Hummerów na polskich poligonach pojawiły się... żmije. I nie chodzi o węże, a lekkie pojazdy uderzeniowe nowej konstrukcji. Na razie do służby weszło 25 sztuk. W sumie będzie ich 118. Żmija to tak naprawdę pojazdy LPU Wirus produkowane przez firmę Concept z Bielska-Białej dostosowane do wymogów nowego kontraktu z wojskiem. Są napędzane silnikiem diesla o pojemności 2.4 litra oraz mocy 180 koni mechanicznych. Mają oczywiście napęd na cztery koła i reduktor, a do tego ładowność na poziomie aż 900 kg.
Wraz ze Żmijami do służby w polskim wojsku weszły... Tarantule! To nic innego jak bezzałogowe pojazdy rozpoznawcze.
Był dogorywający Honker, amerykański Hummer, a nawet Żmija czy Tarantula. Teraz zatem czas na pojazd wojskowy Aero. Jego historia jest równie ciekawa, jak w poprzednich przypadkach. Bo choć konstrukcja jest polska, bazuje na kanciastej Toyocie Land Cruiser LJ71 z krótkim rozstawem osi. Proces produkcji wygląda tak. Toyota przyjeżdża z Japonii i trafia do zakładów Auto Podlasie, Auto Special Modlniczka, Hibneryt oraz Kafar. A po gruntownej modernizacji wchodzi do służby w wojsku i może... skakać na spadochronie!
Tak, dobrze przeczytaliście. Ogromną zaletą Aero jest lekkość i wytrzymałość. To sprawia że Aero można zrzucać na dwóch spadochronach z samolotów, np. C-130 Hercules lub CASA.
Ważne miejsce na parkingach przed jednostkami wojskowymi zajmuje też Rosomak. To kołowy transporter opancerzony. Ma cztery pędne osie i mieści nawet 11 osób. I choć konstrukcyjnie jest inspirowany na konstrukcji fińskiej Patria AMV, powstaje w Siemianowicach Śląskich w zakładach Rosomak S.A. Większość z 800 sztuk pojazdów eksploatowanych w Polsce posiada armatę 30 mm osadzoną na wieżyczce Hitfist. A to nie koniec zalet. Bo Rosomak jest też pływalny.
Kolejny transporter jest produkowany w Kutnie. Nazywa się Bóbr-3 i powstał w ramach programu o pseudonimie "Kleszcz". W roku 2020 trwały testy wojskowe pojazdu i jako że zakończyły się pozytywną oceną, do armii ma trafić w sumie 244 egzemplarze. Bóbr ma dwie osie, niezależne zawieszenie, pancerz i potrafi pływać. Auto służy do zadań rozpoznawczych i podczas ich wykonywania świetnie sprawdza się 326-konny silnik diesla. Na tym wyposażenie Bobra nie kończy się. Ma on też m.in. agregat prądotwórczy oraz zintegrowany system ogrzewania i klimatyzacji. Posiada również opony typu run-flat pozwalające na jazdę po przebiciu.