Czy wojsko może zabrać zwykłego SUV-a? Są kierowcy, którzy dostają pisma od WKU

Wojsko może się zgłosić do właścicieli SUV-ów, terenówek oraz busów i zażądać wydania samochodów. W sumie takich wezwań w 2022 r. może być ponad 700. Kierowcy nie powinni jednak panikować - to wcale nie jest nowy przepis.

O zapomnianym przepisie zrobiło się głośno w zeszłym roku, kiedy wybuchł kryzys na granicy Polski i Białorusi. Teraz temat znowu jest na czasie, ponieważ toczy się regularna wojna w Ukrainie. W mediach pojawiły się już informacje o kierowcach, którzy dostali wezwanie. I niekoniecznie chodziło o typowe terenówki - głośno było o powołanym na służbę Jeepie Renegade i Toyocie RAV4. Kierowcy jednak nie powinni się stresować i denerwować. Wezwania są pojedyncze i, przynajmniej na razie, wojsko wcale nie zamierza nikomu zabierać samochodów.

O aktualnej sytuacji w Ukrainie dowiesz się więcej na stronie głównej gazety.pl

Zobacz wideo Zełenski dementuje plotki o ewakuacji. "Nasza prawda naszą bronią"

Czy wojsko może się zgłosić po twój samochód?

Jak najbardziej. Zezwalają na to przepisy z lat 60. W ich myśl wojsko (a także inne służby) mogą okresowo zajmować nieruchomości oraz ruchomości polskich obywateli. Auto ma służyć w celach obronnych. Dlatego, o ile w ogóle, to wojsko zgłasza się głównie po terenówki i SUV-y (te z napędem 4x4), czyli samochody, które poradzą sobie w umiarkowanie trudnym terenie. Do transportu żołnierzy i personelu wojskowego przydatne mogą się okazać także busy i przyczepy.

Najnowsze rozporządzenie, które dookreśliło przepisy ustaw z 1960 i 1967 roku, jest datowane na kwiecień 2021 r. (Dz.U. 2021 poz. 735). Wynika z niego, że w 2022 r. 716 właścicieli samochodów może otrzymać wezwanie do udostępnienia ich na służbę.

Takie wezwania nie są wcale nowością. I się zdarzają

Nasi koledzy z next.gazeta.pl zwracali uwagę, że żądanie wydania pojazdu przez wojsko wcale nie jest nowością w Polsce, a podobne rozporządzenia wydawano już w latach wcześniejszych. Jako przykład podali rok 2019, kiedy to określono, że na cele obronne wojsko może przejąć czasowo 400 budynków, 640 pojazdów, 110 przyczep i 40 innych naczep.

Wydanie rozporządzenia wcale nie oznacza, że polscy kierowcy masowo będą teraz dostawać wezwania (w sumie może być ich 716), ale niektórzy takie pismo dostać mogą.

Pismo, które otrzymał właściciel Toyoty RAV4 z BiałegostokuPismo, które otrzymał właściciel Toyoty RAV4 z Białegostoku fot. Moto.pl, Toyota, Twitter/Piotr Panasiuk

Wszystko musi się odbyć zgodnie z procedurami. Masz czas na odwołanie

Od razu uspokajamy. W czasach pokoju wszystko musi się odbyć zgodnie z odpowiednimi procedurami. Zajęcie nieruchomości lub ruchomości (to w tym pojęciu zawierają się samochody, na których się dzisiaj skupiamy) musi mieć charakter oficjalnie wydanej decyzji administracyjnej. Wydaje ją wójt, burmistrz lub prezydent miasta. Właściciel pojazdu dostaje stosowne pismo pocztą i ma 14 dni na ewentualne odwołanie. Jeśli się nie odwołamy, to wtedy będziemy musieli wydać nasz samochód w wyznaczonym w piśmie dniu. Przyjedzie po niego żołnierz. Oczywiście musi mieć przy sobie odpowiednie papiery.

Pocieszeniem dla właścicieli samochodów użytkowych, terenowych oraz SUV-ów, którzy otrzymują takie pisma, może być też fakt, że przepisy przewidują odszkodowanie za każdą dobę użytkowania pojazdu przez armię. Ponadto wojsko zobowiązuje się do zwrócenia go w stanie nienaruszonym albo wypłacenia odszkodowania, jeśli tak się nie stanie. Ryczałt za wynajęcie pojazdu wynosi 300 zł, a maksymalny czas użyczenia nie powinien przekroczyć tygodnia.

A jeśli sytuacja się pogorszy?

W przypadku ogłoszenia mobilizacji wojskowej albo stanu wojny może przejąć auto w użytkowanie nawet bez oficjalnie wydanej decyzji administracyjnej. Natomiast jeśli właściciel chce się wypowiedzieć w sprawie zgłoszonych w piśmie żądań, musi to zrobić w ciągu siedmiu dni od jego otrzymania. W tym czasie można na przykład zakwestionować przydatność auta do celów wojskowych ze względu na niedostateczne wyposażenie albo stan techniczny. Potem nie będzie można tego zrobić.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.