Więcej porad eksploatacyjnych znajdziesz również w serwisie Gazeta.pl.
Każdy stary kierowca powie, że najlepszą receptą na niskie spalanie są... niskie obroty. Bo wtedy jednostka napędowa męczy się najmniej. I choć z opiniami gruntującymi się od dziesięcioleci nie powinno się dyskutować, z tą dyskutować będziemy. I powód przemawiający ku temu jest oczywisty. Bo to co było aktualne lata temu, nie musi być aktualne też dziś. Szczególnie że w kwestii techniki motoryzacyjnej pojawia się pojęcie dodatkowe. A pojęciem tym jest postęp – choć nie tylko.
Kiedy silnik spala najmniej? Wtedy gdy w najmniejszym stopniu się męczy. A motor męczy się nie tylko wtedy, gdy zagnacie go pod czerwone pole obrotomierza, ale także wtedy gdy pracuje z ledwością – i zamiast przyspieszać, zaczyna np. poszarpywać po wciśnięciu gazu. Idąc tym tropem nietrudno dojść do wniosku, że silnik najmniej męczy się w okolicy optymalnego zakresu prędkości obrotowej. A to oznacza, że najwyższa sprawność to:
Powyższy przykład jasno pokazuje, że gdy kierowca jedzie 40 km/h przy wbitym biegu piątym nie tylko nie oszczędza paliwa, ale wręcz... naraża się na potężne koszty. Katowanie jednostki poniżej bezpiecznej wartości obrotowej niekorzystnie wpływa na elementy robocze silnika oraz układu przeniesienia napędu. Niskie obroty oznaczają np. szybsze zużycie pierścieni tłokowych czy uszkodzenie samych tłoków. Remont w przypadku jednostki nowego typu będzie liczony w tysiącach złotych. A czasami może się okazać, że w aucie pojawi się usterka, która zakwalifikuje motor wyłącznie do wymiany...
Wciśnięcie gazu do dechy w sytuacji, w której silnik pracuje na niskich obrotach, prowadzi do powstania efektu spalania superstukowego (LSPI). To wcześniejszy zapłon mieszanki, który jest zdecydowanie bardziej gwałtowny. Działa trochę jak granat wrzucony do komory spalania. Efekt jest zatem łatwy do przewidzenia.
Czynnikiem nie pozostającym bez znaczenia jest też osprzęt. Niskich obrotów nie lubi chociażby łańcuch rozrządu. Stosowane obecnie łańcuszki są dużo cieńsze, przez co szybciej się wyciągają, a nawet mogą się zerwać. Niskie obroty są jednak zabójcze też dla... koła dwumasowego – które dziś jest standardem nie tylko w dieslach, ale i benzyniakach. Tłumik na niskich obrotach otrzymuje potężną dawkę drgań skrętnych. W efekcie drastycznie skraca się czas jego życia. Dwumasa zamiast wytrzymać 200 czy 300 tys. km, może wymagać wymiany już po 50 czy 60 tys. km. Cena nowej części to od 800 do 3 tys. zł.