O ciekawostkach z historii polskiej motoryzacji opowiadamy też w serwisie Gazeta.pl.
Lata dziewięćdziesiąte z motoryzacyjnego punktu widzenia były czasem niezwykle kolorowym. To wtedy na drogach zaczęły królować duże fiaty ze szczególnie pożądanym w PRL-u lakierem bahama yellow oraz pierwsze niemieckie auta z importu, a do tego kierowcy stawiali na owiewki, eleganckie kołpaki z plastiku, pokrowce na fotele z długim włosiem i w cętki czy... płyty CD wieszane przy lusterku. I choć te ostatnie stanowiły jeden z ważniejszych krzyków mody, aspekt stylistyczny był w ich przypadku wyłącznie pierwszym z afrodyzjaków. Bo płyta odgrywała jeszcze jedną i to niezwykle ważną rolę.
Płyta CD zawieszona przy lusterku wstecznym w latach dziewięćdziesiątych mogła stanowić trochę dowód... statusu społecznego. Bo warto wiedzieć, że w tym czasie na rynku muzycznym nadal dominowały kasety! Płyty powoli przejmowały fonografię w Polsce, ale były po prostu dość drogie. O ile za kasetę ulubionego zespołu po denominacji trzeba było zapłacić 20 zł, o tyle płyta CD była przeszło dwukrotnie droższa i kosztowała jakieś 50 zł. I był to prawdziwy majątek – szczególnie że po 1 stycznia roku 1997 najniższa krajowa wynosiła zaledwie 391 zł.
Srebrny krążek dumnie połyskujący w czasie jazdy samochodem stanowił szczyt mody końca XX wieku. Miał jednak jeszcze jedno zastosowanie. Według jednej z motoryzacyjnych legend "ogłupiał" odczyty tzw. suszarek. W jaki sposób? Otóż radar podczas pomiaru prędkości wysyła wiązkę mikrofal. Gdy odbija się ona od samochodu, zmienia się jej długość. Różnice długości wskazują z kolei na prędkość. Płyta CD zawieszona na lusterku miała więc odbić wiązkę, uniemożliwiając tym samym policjantowi uzyskanie dokładnego odczytu szybkości jazdy.
Kolejna legenda głosi, że płyta CD jest też skuteczna w przypadku fotoradarów. Zakłamuje odczyt prędkości, a dodatkowo odbija światło flesza oślepiając tym samym fotoradar.
Kierowcy jeżdżący z płytami CD na wstecznym lusterku dość szybko przekonali się jednak, że w popularnej legendzie jest niewiele prawdy. Nośnik największych przebojów nie utrudniał pomiarów prędkości, co kończyło się mandatem. A warto wspomnieć o tym, że mandat mógł dodatkowo wzrosnąć. Bo płyta po pierwsze ogranicza pole widzenia kierowcy, a po drugie odbija promienie, ale słoneczne (tworząc tzw. zajączki). W ten sposób potencjalnie oślepiała innych prowadzących. A to wiązało się z dodatkowym mandatem – dziś wynosiłby on od 20 do 500 zł.
Motoryzacyjne lata dziewięćdziesiąte z pewnością były kolorowe – jak już wspomniałem na początku tego tekstu. Dobrze jednak, że niektóre pomysły stosowane wtedy na dobre odeszły do lamusa. Bo kołpaki wyglądają dużo bardziej tandetnie od felg aluminiowych, pokrowce na fotele w lamparcie wzory to szczyt kiczu, płyty CD mogą oślepiać innych kierowców, a do tego dziś dysponujemy dużo nowocześniejszym i lepiej wyposażonym parkiem samochodowym. Tak naprawdę z tego okresu tęsknić można tylko za jedną rzeczą. Za... wynikami sprzedaży samochodów. W roku 1999 polski rynek pobił rekord. Kierowcy kupili 632 tys. nowych aut. Fajnie, gdyby rekord udało się pobić ponownie, tylko w XXI wieku.