Więcej informacji na temat bezpieczeństwa jazdy znajdziesz w serwisie Gazeta.pl.
Długi weekend i Święto Zmarłych stały się dobrą okazją do wyjazdu – często tego dalszego. Akcja "Znicz" z kolei dała policjantom możliwość uważniejszego skontrolowania zachowań prowadzących. Jakie mogą być wnioski? Średnio optymistyczne. Szczególnie że tylko od piątku do poniedziałku na drogach w naszym kraju miało miejsce aż 288 wypadków drogowych. W ich wyniku śmierć poniosło 18 osób i aż 345 odniosło obrażenia. Takie statystyki prowadzą tak naprawdę do jednego wniosku – słowo bezpieczeństwo spokojnie dalej można odmieniać przez wszystkie przypadki w prasie motoryzacyjnej.
I choć informacja o wypadkach i obrażeniach jest tragiczna, to tak naprawdę dopiero wstęp do sedna tego tekstu. A sednem jest stwierdzenie, że tak tragiczne statystyki mnie nie dziwią. Sporo podróżowałem w miniony weekend i sporo widziałem na drodze. Prawda jest taka, że 90 proc. kierowców, którzy mnie wyprzedzili w trasie, zasługiwało na 500-złotowy mandat. I pierwszym z przewinień w tej kwestii było wykroczenie polegające na utrzymywaniu zbyt małego odstępu od poprzedzającego pojazdu na drogach szybkiego ruchu.
Przepisy mówią jasno – kierowca jadący drogą ekspresową lub autostradą powinien zachować odległość od poprzedzającego auta wynoszącą połowę prędkości (czyli np. 120 km/h, to 60 metrów). Przepisy przewidują oczywiście wyjątek i ten dotyczy wyprzedzania. Wyjątek nie może jednak oznaczać sytuacji, w której auta zbliżają się do siebie na przysłowiowe milimetry. Wyprzedzanie na drogach szybkiego ruchu z pominięciem zasady bezpiecznego dystansu to jedno. Drugą kwestią jest drogowy pressing, który nadal jest wszechobecny. Kierowcy starają się niemalże "zepchnąć" auta jadące z przodu na inny pas ruchu.
Warto pamiętać o tym, że zbyt bliski dystans między pojazdami oznacza, że kierowca auta jadącego z tyłu tworzy zagrożenie bezpieczeństwa ruchu drogowego. A to kończy się i to coraz częściej mandatem wynoszącym do 500 zł. Dodatkowo wykroczenie oznacza 6 punktów karnych. I mandaty w takiej kwocie są naprawdę w Polsce wystawiane. To nie tylko prawna fikcja i straszak.
Jazda na zderzaku to tak naprawdę dopiero pierwszy z grzechów. Kolejnym jest np. wyprzedzanie na zakazie lub linii podwójnej ciągłej. Kierowcy starali się wykorzystać każdy skrawek, na którym ruch był choć trochę mniejszy i nie patrzyli na pozostałe przepisy. Wyprzedzanie na zakazie "kosztuje" 300 zł, a na podwójnej ciągłej 200 zł. Obydwa wykroczenia oznaczają dopisanie do konta kierowcy aż 5 punktów karnych. Jeszcze gorzej jeżeli kierowca zdecyduje się na wyprzedzenie... przed przejściem dla pieszych. To realne zagrożenie, a do tego wykroczenie ścigane 200-złotowym mandatem i 10 punktami karnymi.
Na koniec jeszcze słowo wyjaśnienia. Długi weekend to jak już wspominałem okres wzmożonych wyjazdów. W naturalny sposób zatem na drogach pojawia się duża ilość pojazdów. Trasy – a nawet autostrady – potrafią się korkować w newralgicznych momentach, a to powoduje że poziom stresu u kierowców sięga zenitu. I ja to rozumiem. Warto jednak pamiętać o tym, aby mimo wszystko ostudzić zapał. Raz, że w warunkach natężonego ruchu agresywnymi zachowaniami czy prędkością mocno nie nadgonicie. Czas przejazdu skróci się o maksymalnie kilka minut. A na dużą ilość aut i nawet zachowania "niedzielnych kierowców" niewiele poradzicie.
Dwa, agresja i presja czasu nigdy nie są dobrym doradcą. A przy dużej ilości pojazdów na drogach już drobny błąd może się skończyć tragicznie dla was lub innego człowieka. Naprawdę chcielibyście żyć z taką odpowiedzialnością do końca życia?