Śliska nawierzchnia kojarzy się przede wszystkim z zimą. To jednak nie do końca prawda. Szczególnie patrząc na pogodę, którą aktualnie mamy za oknami - chodzi o możliwość wystąpienia intensywnych opadów deszczu. Te są niezwykle groźne, bo woda zebrana na asfalcie może doprowadzić do... utraty przyczepności kół. W czasie aquaplaningu samochód dosłownie zacznie jechać po powierzchni wody. A w ten sposób kierowca traci nad nim kontrolę - zupełnie jakby jechał po lodzie zimą.
Co ważne, aquaplaning wcale nie musi wynikać z dynamicznej jazdy. Zdarza się także wtedy, gdy spokojnie i prosto jedziecie swoim pasem. Z czego zatem wynika? Powód jest dość prosty - wody na jezdni jest na tyle dużo, że opony nie radzą sobie z jej odprowadzaniem. Pomiędzy powierzchnią bieżnika i asfaltem tworzy się zatem coś na kształt wodnej poduszki. A poduszka w połączeniu z prędkością sprawia, że samochód wpada w poślizg, a kierowca ma poważny problem.
Czemu aquaplaning jest tak niebezpieczny? Pomijając utratę kontroli nad pojazdem, na ogół pojawia się nagle i bez zapowiedzi. Jedziecie w deszczu i auto jest sterowne, po czym po sekundzie zaczyna kręcić się wokoło własnej osi. O ile w przypadku wolnej jazdy miejskiej skutki takiego stanu rzeczy można minimalizować, o tyle aquaplaning staje się ekstremalnie niebezpieczny w czasie poruszania się po autostradzie lub drodze szybkiego ruchu - czyli na szlakach, które niejako wymuszają dużą prędkość.
Pierwszym i podstawowym elementem unikania aquaplaningu są dobre opony. Zużyte ogumienie z płytkim bieżnikiem jest w stanie odprowadzić mniejszą ilość wody spod śladu, a to oznacza że będzie jedynie potęgować możliwość wystąpienia poślizgu wodnego. Po drugie w czasie intensywnych opadów lub wjeżdżając w głęboką kałużę należy zwolnić. Im niższa prędkość, tym później pojawi się poślizg i tym łatwiej wyprowadzić pojazd z aquaplaningu.