Mój niezniszczalny peugeot 206 stwierdził w końcu, że 21 lat to jednak trochę na samochód dużo i w tym roku zaczął się psuć. Po paru drobniejszych usterkach podczas jednej przejażdżki nagle zaczął pracować głośniej niż typowo torowe bestie. Od razu wróciłem do domu i odstawiłem go na osiedlowy parking. Okazało się, że tłumik się oberwał. Nie urwał, a oberwał, więc, żeby go zdjąć i wymienić na nowy potrzebowałem kilku narzędzi. Z pomocą przyjechał ojciec. M.in. ze szlifierką, którą widzicie na zdjęciach.
Za wycięcie tłumika wzięliśmy się późnym popołudniem, a samochód stał na parkingu na warszawskich Stegnach (blokowisko), tuż obok paczkomatu i sklepu. Podkreślam to, ponieważ jest to zawsze zatłoczone miejsce. Myślałem, że o pladze kradzieży katalizatorów jest na tyle głośno, że lada chwila przyjedzie straż miejska albo policja. Ale nie. Nikogo nie zainteresowało, że ktoś leży na ogólnodostępnym parkingu pod samochodem, tnie metal, lecą iskry i próbuje coś z samochodu zabrać. Oczywiście nie wymagam od nikogo, by sam interweniował. Nigdy przecież nie wiadomo, kto kradnie katalizator/tłumik, lepiej więc nie ryzykować, bo nawet zwrócenie uwagi może się źle skończyć, jeśli trafimy na agresywnych złodziei. Nie ma co ryzykować zdrowia dla czyjegoś tłumika.
Ale telefon na 112? Wystarczyłaby jedna osoba, która by zadzwoniła i powiedziała, co się dzieje. Patrol mógłby szybko wyjaśnić sytuację. Ja pokazałbym kluczyk i dokumenty od swojego peugeota i wszystko zostałoby wyjaśnione. Ale jeśli pod autem byliby prawdziwi złodzieje? Policja lub straż miejska zapobiegłaby kradzieży.
I nie jest to żadne donosicielstwo. Kradzieże katalizatorów to plaga, a ze złodziejami powinniśmy walczyć na wszystkie możliwe sposoby. Krótki telefon mógłby uratować czyjś samochód. Raz zadzwonicie wy, innym razem ktoś zainteresuje się, że podejrzane osoby majstrują pod waszym pojazdem. Wiem na sto procent, że z kilkunastu (może kilkudziesięciu) osób, które nas minęły nie zadzwonił nikt, ponieważ na tym parkingu byliśmy dłuższą chwilę. Ojciec chciał jeszcze zobaczyć auto, które akurat miałem do testów, a na czas całej operacji zaparkowałem je dwa miejsca dalej.
Kradzież katalizatora to szybka, prosta i bardzo zyskowna akcja. Bardzo trudno je namierzyć, bo nie są przypisane do konkretnego egzemplarza auta, ani nie ma na nich numeru VIN, który umożliwiałby ich identyfikację. To zwykła część zamienna. Zwykła, ale droga, bo zawarte w nim metale szlachetne (głównie pallad, rod i platyna) są bardzo cenne. Złodzieje sprzedają katalizatory w oficjalnych miejscach skupujących odpady warsztatowe. O ile nie przyjdą tam z pięcioma katalizatorami na raz, co mogłoby wzbudzić podejrzenie kupującego, rabusie nie mają większych problemów ze sprzedażą łupów.
Złodzieje działają przede wszystkim po zmroku i w miejscach, gdzie istnieje niskie ryzyko, że zostaną zauważeni. Jednak nie można generalizować. Profesjonalnemu złodziejowi wycięcie katalizatora może zająć dosłownie kilka minut. Mój przykład pokazuje, że spokojnie może to zrobić na ogólnodostępnym parkingu, a potem szybko się z niego ulotni.
Zniknięcie katalizatora trudno przeoczyć. W końcu auto zostało pozbawione mniej więcej półmetrowego fragmentu układu wydechowego. Gdy odpalicie rano silnik, a zamiast typowego dźwięku do waszych uszu dojdzie basowe, głośne buczenie, może to oznaczać, że w nocy ktoś mógł wam wyciąć coś z samochodu.
Właściciele starszych samochodów nie wykupują polisy AC, więc z taką kradzieżą kierowca zostaje sam. Oryginalny katalizator może kosztować nawet kilka tysięcy złotych, co w przypadkach wielu aut może stanowić nawet jedną czwartą wartości samochodu. Na rynku jest sporo zamienników, które kupimy za 400-600 zł. Do tego należy jednak doliczyć koszt montażu w warsztacie.
Wielu kierowców po tym, jak z ich auta zniknął katalizator, nie decyduje się na zakup nowego. Zamiast niego w układ wydechowy wstawiana jest atrapa, która jest tańsza, a zapewnia pozytywny wynik badania technicznego (diagnosta nie dopuści do ruchu auta, które nie ma katalizatora). Tym samym kierowcy chronią swój portfel przed wydatkami w razie kolejnej kradzieży, ale zatruwają środowisko. Katalizator jest bowiem potrzebny, by wychwytywał i neutralizował szkodliwe związki zawarte w spalinach. O szczegółowych zasadach działania katalizatorów pisaliśmy w poniższym artykule:
Oczywistą (i nic nie dającą) poradą jest napisanie, że przed kradzieżą ustrzeże was trzymanie samochodu w zamkniętym garażu lub na strzeżonym parkingu. Innym, ale nie zawsze skutecznym sposobem, jest parkowanie samochodu na dobrze oświetlonych ulicach, w pobliżu większych arterii, gdzie jest większy ruch. Tak publiczne miejsce może odstraszyć złodzieja.
Alternatywą są osłony antykradzieżowe. Mają one formę metalowej klatki mocowanej do podwozia. Rozwiązanie to powstało z myślą o ochronie filtrów DPF przed kradzieżą (je też złodzieje biorą na cel), ale przy odpowiednim montażu mogą ochronić także katalizator. Choć ochronić to za duże słowo - raczej utrudnić złodziejowi kradzież. Klatka jest wykonana z metalu, a złodziej przygotowujący się do kradzieży katalizatora i tak jest wyposażony w odpowiednie narzędzia (szlifierka, palnik, piła do metalu etc.). Dlatego metalowa klatka nie będzie stuprocentowym zabezpieczeniem. Można jednak mieć nadzieję, że złodziej chcąc uniknąć komplikacji po prostu poszuka innego auta.