Robert N. został oskarżony za "sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym". Tak w języku prawniczym nazywa się wyjątkowo niebezpieczną jazdę, którą kierowca może doprowadzić do poważnego wypadku. Czasem piszemy, że czyjaś jazda nie zakończy się mandatem i punktami karnymi, a trafi do sądu, gdzie sędzia może wymierzyć znacznie bardziej dotkliwą karę. To skrajne przypadki. Przykład? Za jazdę po pustej autostradzie nawet ponad 200 km/h raczej nie traficie do sądu. Ale jeśli będziecie tak jechać np. w gęstej mgle albo robiąc slalom między ciężarówkami i innymi samochodami? W takim wypadku policjant na pewno zdecyduje, że mandat to za mało. Pod katastrofę w ruchu lądowym podpada także szaleńcza jazda, z której zasłynął "Frog".
To już kolejny jego proces. Na zdjęciach widzicie rozprawę z 2016 r. Tym razem sprawą Roberta N. zajmował się Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotów. Skazał go na 2 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Musi też zapłacić 400 zł opłat sądowych i dostał zakaz prowadzenia pojazdów na pięć lat. To kara za szaleńczy rajd pod Kielcami 14 lutego 2014 r. Pani prokurator z Płocka, Monika Mieczykowska, wnioskowała o pięć lat pozbawienia wolności. Obrońca oskarżonego liczył na uniewinnienie.– Właściwym lekarstwem dla oskarżonego, aby uświadomił sobie stopień winy, będzie kara bezwzględnego pozbawienia wolności – stwierdził sąd.
Co ciekawe, "Frog" nie został skazany za niebezpieczną po Warszawie. Tę część sprawy media nazwały "wątkiem warszawskim". – Oskarżony nie wyczerpał znamion sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, ponieważ pomimo brawurowej jazdy, poruszając się z dużą prędkością i powodując dezorganizację na drodze, oskarżony w krytycznym czasie panował nad swoim pojazdem – tak brzmiało wyjaśnienie sędzi Agaty Pomianiowskiej. Auto.dziennik.pl podaje, że taka interpretacja zajścia w Warszawie została poparta opiniami biegłych.