Asystent czy ogranicznik prędkości? Dwa skrajne pomysły na nowy obowiązkowy system

W Unii Europejskiej asystent prędkości ISA w nowych samochodach będzie obowiązkowy już od 2022 r. Wciąż toczy się jednak debata na temat jego działania. Ma tylko ostrzegać o przekraczaniu prędkości, a może też ingerować w jazdę?

Jedno jest pewne? Nowy system już w 2022 r.

Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu (ETSC) zakłada, że wprowadzenie asystentów lub ograniczników prędkości (skąd to "lub" - zaraz wyjaśnimy) zmniejszy liczbę wypadków w UE o 30 proc., co w ciągu 15 lat przełoży się na 25 000 uratowanych osób. Najnowsze dane ETSC pokazują, że nawet 75 proc. kierowców w UE przekracza prędkość na obszarze zabudowanym. Wiemy już, że od maja 2022 r. wszystkie nowo homologowane samochody będą musiały zostać wyposażone układ inteligentnego asystenta prędkości. Od 2024 r. będą w niego wyposażone wszystkie sprzedawane nowe samochody, nieważnie, kiedy je homologowano. Nowy system będzie wprowadzony nie tylko do osobówek, ale także samochodów ciężarowych oraz autobusów.

Ogranicznik prędkości? Raczej nie

Początkowe plany mówiły, że obowiązkowym wyposażeniem stanie się system, który spokojnie można by nazwać ogranicznikiem prędkości. Miał na podstawie GPS-a i pokładowego systemu rozpoznawania znaków drogowych sprawdzać, jak szybko można na danej drodze pojechać. Jeżeli kierowca będzie chciał przekroczyć dozwoloną prędkość Intelligent Speed Assistance (ISA) ograniczy moc auta i nie pozwoli na złamanie przepisów.

W myśl tego pomysłu kierowca może pojechać szybciej, ale musi przełamać blokadę, wciskając dużo mocniej pedał przyspieszenia. Na podobnej zasadzie działają teraz np. systemy utrzymania w pasie ruchu, które korygują nasz tor jazdy. Żeby przekroczyć linię trzeba mocno i zdecydowanie skręcić kierownicą, wtedy samochód nam na to pozwoli. ISA musi pozwalać na wyjątki ze względów bezpieczeństwa - przykładowo, wyprzedzanie na drodze krajowej bez możliwości przekroczenia 90 km/h mogłoby prowadzić do niebezpiecznych sytuacji, bo manewr zajmowałby dużo więcej czasu. ISA ma pozwolić na szybszą jazdę, ale będzie chciał za wszelką cenę przekonać nas do powrotu do dozwolonej prędkości. Jeżeli będziemy łamać przepisy przez dłużej niż kilka sekund, samochód zacznie nas o tym informować sygnałami dźwiękowymi i wizualnymi.

Za tak działającym ogranicznikiem opowiada się ETSC. Jednak coraz więcej wskazuje, że do samochodów zostanie wprowadzony znacznie mniej inwazyjny system.

Zamiast ogranicznika będzie "ostrzegacz"?

Bardziej realnym scenariuszem jest wprowadzenie kolejnego asystenta, który będzie ostrzegał kierowcę. Tym razem o przekroczeniu prędkości. Urzędnicy z najbardziej rozwiniętych krajów (również jeśli chodzi o produkcję samochodów), czyli z Niemiec, Francji, Włoch i Szwecji optują za bardzo uproszczonym systemem. Uważają, że ostrzeżenie powinno być tylko i wyłącznie dźwiękowe. Możliwe, że Unia pójdzie na kompromis i postanowi wymóc na producentach, aby do dźwięku dodali także wibracje na kierownicy i pedałach. Coraz mniej prawdopodobne wydaje się jednak, by układ inteligentnego asystenta prędkości stał się ogranicznikiem prędkości z prawdziwego zdarzenia, który rzeczywiście obcinałby moc silnika i nie pozwalał na szybszą jazdę.

Zobacz wideo Wypadek w Mrągowie. Ucieczka pijanego kierowcy skończyła się na drzewie

Skąd złagodzenie pomysłu?

Do planowanego w 2022 r. wprowadzenia asystenta prędkości zostało jeszcze trochę czasu, a więc możemy się spodziewać kolejnych zmian. Choć raczej nie radykalnych. Skąd bierze się złagodzenie pierwszego pomysłu? Po pierwsze, kwestie finansowe. Im bardziej zaawansowany ogranicznik prędkości, tym większe koszty jego opracowania i produkcji. To odbije się i na wyniku producentów, i cenie, jaką płacić będą kierowcy.

Po drugie, nieudolność takich systemów. Wydaje się, że do poprawnego działania układu jest potrzebny tylko system odczytywania znaków. Jednak, jak podaje "Auto Świat", sama kamera potrafi wykryć najwyżej 60 proc. ograniczeń prędkości. Problemem są np. sytuacje, kiedy włączamy się do ruchu z mniejszej uliczki albo wjeżdżamy na autostradę z MOP-u albo stacji. System nie widzi wtedy znaku i zaczyna się gubić. Może nam pokazać, że na drodze szybkiego ruchu dozwolona prędkość to tylko 20 km/h i nie pozwoli sprawnie przyspieszyć do 120-140 km/h. Na ekspresówce lub autostradzie staniemy się wtedy śmiertelnym zagrożeniem dla jadących zgodnie z przepisami kierowców.

Każdy, kto kiedykolwiek jeździł nowym samochodem z systemem rozpoznawania znaków, z pewnością zauważył, że zdarza mu się pokazywać absurdalne wskazania. Rzadko i na krótko (w końcu miniemy znak, a system go odczyta), ale to jeden z tych systemów, który gubi się zdecydowanie najczęściej. Producenci cały czas je dopracowują i poprawiają, ale jest chyba jeszcze za wcześnie, by na ich podstawie wprowadzać tak mocno ingerujący w jazdę system jak ogranicznik prędkości. Zwłaszcza że system ma być obowiązkowy dla wszystkich nowych samochodów, a nie tylko tych najdroższych z najbardziej zaawansowanymi systemami.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.