Rząd zrezygnował z zabierania prawa jazdy poza miastem. Z powodu "sytuacji finansowej"?

Filip Trusz
W czasie prac nad nowelizacją ustawy Prawo o ruchu drogowym z projektu zniknął przepis o odbieraniu prawa jazdy za prędkość także poza obszarem zabudowanym. Do tej pory była to jedna z flagowych zmian zapowiadanych przez rząd. Spytaliśmy, co się stało z zaginionym przepisem.

Miały być trzy przepisy, "które odmienią polskie drogi". Jest więcej, ale jeden bardzo ważny zniknął

Rada Ministrów 24 listopada przyjęła projekt nowelizacji ustawy Prawo o ruchu drogowym. Było o nim głośno już od dłuższego czasu, ponieważ wejście w życie nowych przepisów zapowiadano na 1 lipca 2020 r., a zmiany miały być naprawdę poważne. Mówiono wtedy o trzech przepisach, które "odmienią polskie drogi":

  • Pierwszeństwo dla pieszych jeszcze przed przejściem.
  • Ujednolicenie dopuszczalnej prędkości w obszarze zabudowanym do 50 km/h w dzień i w nocy.
  • Zabieranie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h także poza obszarem zabudowanym.

Po wielu opóźnieniach rząd w końcu przyjął przygotowane przez Ministerstwo Infrastruktury zmiany, ale brzmią one już inaczej. Dwa pierwsze przepisy zostały w ostatecznym projekcie, ale ten o zabieraniu prawa jazdy zniknął. Dopisano za to m.in. dwa zakazy: jazdy na zderzaku na drogach szybkiego ruchu oraz używania przez pieszych telefonów komórkowych na przejściach. Zapowiedziano także poważne inwestycje w infrastrukturę drogową, aby poprawić bezpieczeństwo. Dokładnie nowym, naszym zdaniem, dobrym, przepisom przyjrzeliśmy się w oddzielnym materiale:

Nowe przepisy ruchu drogowego 2021 r.Nowe przepisy ruchu drogowego 2021 r. fot. Ministerstwo Infrastruktury

Nowe przepisy drogowe w 2021 r. Jeden zaginął

Czego zabrakło? Odbierania prawa jazdy za prędkość także poza terenem zabudowanym. Zgodnie z obowiązującymi aktualnie przepisami za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h kierowca może stracić prawo jazdy na trzy miesiące. Dotyczy to tylko obszaru zabudowanego. Poza nim policja za tak rażące łamanie przepisów karze mandatem w wysokości 500 zł i 10 punktami karnymi (to najwyższa przewidziana przez taryfikator kara). Od lipca tego roku również poza obszarem zabudowanym kierowcom miało być odbierane prawo jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h. Nowy przepis miał skłonić Polaków do wolniejszej jazdy.

To jeden z tych przepisów, które wywoływały zdecydowanie największe kontrowersje i najgorętsze dyskusje. Rządowe szacunki mówiły, że rocznie nawet 40 tysięcy Polaków może stracić w ten sposób prawo jazdy. Wielu kierowców odbiera ten pomysł jako zamach na ich wolność. Mimo, że przekroczenie o 50 km/h dozwolonego limitu poza obszarem zabudowanym w większości przypadków oznacza ponad 140 km/h na liczniku na drodze krajowej, 170 km/h na ekspresowej i aż 190 km/h na autostradzie.

Pytamy w Ministerstwie. Co się stało z planowaną zmianą?

Kompletne wymazanie jednego z trzech zapowiadanych przepisów dziwi. Dlatego postanowiliśmy zapytać o powód w samym Ministerstwie Infrastruktury. Spytaliśmy, czy na odbieraniu prawa jazdy postawiono krzyżyk, czy może prace nad tą zmianą planowane są na inny termin.

Projekt nowelizacji ustawy – Prawo o ruchu drogowym przewiduje rozwiązania mające na celu poprawę bezpieczeństwa uczestników ruchu drogowego, w tym przede wszystkim pieszych przechodzących przez jezdnię po przejściu dla pieszych. Projekt przyjęty przez Radę Ministrów 24 listopada 2020 r. nie zawiera rozwiązań polegających na wprowadzeniu zmian w zakresie zatrzymywania prawa jazdy za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h poza obszarem zabudowanym

- taką odpowiedź do redakcji przysłał rzecznik Ministerstwa Infrastruktury, Szymon Huptyś. Rzeczywiście większość przyjętych przez Radę Ministrów przepisów dotyczy pieszych i ich bezpieczeństwa na przejściach dla pieszych. Ale przecież nie wszystkie... Jedną z promowanych najbardziej aktualnie przez rząd zmianą jest zakaz jazdy na zderzaku, który dotyczy dróg ekspresowych i autostrad. Ciekawiej robi się dalej.

Nie będzie zabierania prawa jazdy, bo nie ma na to pieniędzy?

Rzecznik resortu pisze dalej:

Zmiany te, mające bezpośredni wpływ na sytuację finansową jednostek samorządu terytorialnego, zostały negatywnie zaopiniowane przez przedstawicieli samorządów, w szczególności przez Związek Powiatów Polskich

Błyskawicznie po otrzymaniu odpowiedzi od Ministerstwa Infrastruktury poprosiliśmy o komentarz, przywołany przez rzecznika, Związek Powiatów Polskich, ale minęło już kilka dni i wciąż nie otrzymaliśmy odpowiedzi. [Aktualizacja 2 grudnia 2020 r.: dostaliśmy odpowiedź od ZPP, zamieszczamy ją poniżej tego fragmentu, ale go nie kasujemy ponieważ stanowisko ZPP pokrywa się z tym, co napisaliśmy] Dotarliśmy jednak do opinii ZPP.

O co chodzi z "sytuacją finansową"? Opinia ZPP wcale nie jest jednoznacznie negatywna, a samorządowcy nie stają po stronie kierowców, którzy drastycznie łamią przepisy. Poprosili o wskazanie źródła finansowania nowego zadania publicznego. Z szacunków rządu wynika, że rocznie prawo jazdy z powodu zbyt szybkiej jazdy miałoby tracić 40 tys. kierowców. Daje to około 100 spraw administracyjnych na jedno starostwo. Do tego potrzeba nowych pracowników, a samorządy nie mają budżetu.

Wprowadzenie zmian w zakresie zatrzymywania prawa jazdy za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h poza obszarem zabudowanym wpłynie na zwiększenie ilości wydawanych przez Starostów decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy. Nowelizacja ustawy może spowodować w początkowym okresie obowiązywania nowych regulacji znaczny wzrost zadań wykonywanych przez starostów

- pisało ZPP w opisywanej opinii (znajdziecie ją w tym miejscu). Na poparcie swoich przewidywań przywołano sytuację, kiedy zaczęto zabierać prawo jazdy za ponad 50 km/h w terenie zabudowanym. Wtedy liczba spraw w każdym starostwie znacznie się zwiększyła.

W wydziałach komunikacji powiaty nie zatrudniają wolontariuszy. Koszty zatrudnienia nowych pracowników obciąży zatem budżet jednostki samorządu terytorialnego. W związku z powyższym wnosimy o wskazanie źródła finansowania nowego zadania publicznego.

Aktualizacja 2 grudnia 2020 r. Dostaliśmy odpowiedź od Związku Powiatów Polskich

Odpowiedź Związku Powiatów Polskich, którą dostaliśmy wcale nas nie dziwi i pokrywa się z tym, co napisaliśmy powyżej.

Związek Powiatów Polskich nie negował idei ostrzejszego karania kierowców za przekroczenie dopuszczalnego limitu prędkości o ponad 50 km/h również poza obszarem zabudowanym. Stan bezpieczeństwa na polskich drogach wymaga podjęcia działań, które pozwolą zmniejszyć tak liczbę wypadków, jak i ofiar. Związek Powiatów Polskich konsekwentnie wskazywał natomiast, że nałożenie na starostów obowiązku czasowego cofania uprawnień do kierowania pojazdami w takich przypadkach wymagałoby wskazania źródła pokrycia kosztów wynikających z tego zadania

- odpisał nam Grzegorz P. Kubalski. Co ciekawe, samo Ministerstwo zwróciło uwagę, że skutkiem wejścia w życie przepisów może być konieczność zatrudnienia nowych pracowników w starostwach, ale jednocześnie uznało, że "nie będzie to nic kosztować". Nie tylko nam się wydaje, że to absurdalne, zwraca na to uwagę właśnie ZPP. Samorządowcy w czasie konsultacji społecznych zwracali uwagę przede wszystkim na aspekt kosztów. I oczekiwali, że projektodawca wskaże źródło finansowania nowego zadania.

W świetle powyższego teza jakoby Związek Powiatów Polskich negował sam sens przepisów rozszerzających karanie kierowców za przekroczenie dopuszczalnego limitu prędkości jest chybiona.
Zobacz wideo Rok działalności zespołów "SPEED" na polskich drogach

Czy naprawdę chodzi o samorządy? Możemy tylko gdybać

Takie przerzucenie winy na samorządy (a na pewno wskazanie na nich palcem) bardzo nas zaskoczyło. W końcu odbieranie prawa jazdy za prędkość także poza obszarem zabudowanym było jednym z tych przepisów, o których mówiono najgłośniej, kiedy premier Morawiecki zapowiadał rozprawienie się z piratami drogowymi po głośnym wypadku w Warszawie, kiedy stuningowane bmw staranowało pieszych na przejściu. Wygospodarowanie środków na dodatkowych pracowników dla starostów nie powinno być przecież większym problemem...

Chodzi o bezpieczeństwo, a to sam rząd wskazywał jeszcze pół roku temu przepis o odbieraniu prawa jazdy jako kluczowy do jego poprawy.

'Tuningowane' bmw, którego kierowca spowodował śmiertelny wypadek - jadąc z prędkością 134 km na godz. (na ograniczeniu do 50 km/h), wjechał w rodziców przechodzących przez pasy z 3-letnim synem w wózku. Warszawa, ul. Sokratesa, 22 października 2019 r.'Tuningowane' bmw, którego kierowca spowodował śmiertelny wypadek - jadąc z prędkością 134 km na godz. (na ograniczeniu do 50 km/h), wjechał w rodziców przechodzących przez pasy z 3-letnim synem w wózku. Warszawa, ul. Sokratesa, 22 października 2019 r. Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Wyborcza.pl

Inne światło na wycofanie tego przepisu rzucają doniesienia "Rzeczpospolitej" z września tego roku, kiedy to informowano o konflikcie w rządzie właśnie o ten przepis. Podobno Ministerstwo Sprawiedliwości nie chciało wtedy zgodzić się na tak ostre zmiany w przepisach i torpedowało projekt przygotowany przez kolegów z resortu infrastruktury. W liście skierowanym do Rafała Webera, sekretarza stanu w Ministerstwie Infrastruktury, znalazły się nawet sugestie, by prawo jazdy za prędkość poza obszarem zabudowanym zabierać, ale dopiero przy absurdalnie wysokich prędkościach:

  • Na drodze krajowej - powyżej 180 km/h.
  • Na drodze ekspresowej - powyżej 240 km/h.
  • Na autostradzie - 280 km/h.

To cytaty z listu resortu sprawiedliwości do infrastruktury. Wklejamy duże fragmenty, żebyście sami mogli je ocenić. Naszym zdaniem wygląda to na typową wewnątrzrządową rozgrywkę. Nie wierzymy, by ktokolwiek w Ministerstwie Sprawiedliwości chciał być aż tak pobłażliwy dla piratów drogowych.

  • Zastrzeżenia budzi również art. 1 pkt 4 projektu (…) oraz art 2 projektu (…) w zakresie, w jakim przewidują zatrzymanie prawa jazdy w sytuacji przekroczenia dopuszczalnej prędkości o więcej niż 50 km/h. Rozwiązanie takie wskazuje bowiem na dość dużą dysproporcję pomiędzy przekroczeniem prędkości na obszarze zabudowanym oraz poza tym obszarem, w korelacji do prędkości dopuszczalnej.
  • W obszarze zabudowanym, gdzie przekroczenie prędkości pociąga za sobą dużo większe niebezpieczeństwo, do zatrzymania prawa jazdy na podstawie art. 135 ust. 1 pkt 1a lit a Prawa o ruchu drogowym dojdzie w sytuacji przekroczenia dwukrotności prędkości dopuszczalnej, a zatem 100 km/h, tj. o ponad 100 proc.
  • Natomiast przekroczenie o więcej niż 50 km/h dopuszczalnej prędkości na autostradzie czy dwujezdniowej drodze ekspresowej stanowi odpowiednio przekroczenie o niespełna 36 proc. i niespełna 42 proc. (…). należałoby zniwelować wykazaną już dysproporcję pomiędzy przekroczeniem, a prędkością dopuszczalną tak, aby objąć nią tylko te najbardziej drastyczne przekroczenia i przyjąć je w każdym przypadku ponad dwukrotnego przekroczenia prędkości dopuszczalnej.

W rozmowie z "Rzeczpospolitą" Łukasz Zboralski ze specjalizującego się w bezpieczeństwie drogowym portalu BRD24.pl komentował wprost: - Nie byłbym zdziwiony, gdyby powodem utknięcia tej ustawy była wewnętrzna rozgrywka w obozie władzy przeciw premierowi Morawieckiemu. To jest temat, który można wykorzystać populistycznie, a nieodpowiednio zademonstrowany może się stać niewygodny.

Pojawiały się także informacje, że na tak drastyczne zmiany nie chcą się zgodzić posłowie Solidarnej Polski ze względu na swój elektorat. W miasteczkach i wsiach utrata prawa jazdy może równać się z końcem "końcem możliwości zarobkowania" z powodu bardzo słabo rozwiniętej infrastruktury. W mniejszych miejscowościach samochód jest jedynym środkiem transportu. Możliwe więc, że przepis o odbieraniu prawa jazdy został poświęcony w celu osiągnięcia porozumienia.

Na polskich drogach w końcu powinno być bezpieczniej, a przynajmniej jest na to szansa

Cieszy, że tylko on. Przyjęty przez rząd projekt nowelizacji ustawy Prawo o ruchu drogowym rzeczywiście ma realne szanse na poprawę bezpieczeństwa na polskich drogach. Zwłaszcza zakaz jazdy na zderzaku i - wbrew obawom większości kierowców - poszerzenie pierwszeństwa pieszych w obszarze przejść. Takie przepisy obowiązują na zachodzie Europy i świetnie funkcjonują. Na ogromny plus zapisujemy także inwestycje w infrastrukturę. Dzięki nim pieszy ma być znacznie lepiej widoczny, a to pozwoli kierowcy na zatrzymanie się, aby umożliwić mu przejście. Bez tego przepis byłby tylko kolejnym, który wprowadzono, aby był i można było wystawiać mandaty.

Trzymamy też kciuki za akcję edukacyjną z prawdziwego zdarzenia. Udzielenie pierwszeństwa pieszym jeszcze przed przejściem wcale nie oznacza, że będą mogli bezkarnie wbiegać na jezdnię. I kierowcy, i piesi będą mieli nowe obowiązki.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.