Raport ukazał się tuż przed głosowaniem na temat niezwykle ważnego pakietu ustaw - Moving Forward Act. Określa on kierunek zmian, które będą wdrażane w Stanach Zjednoczonych w najbliższych latach. Dotyczą przyszłości technologii oraz motoryzacji. Wprowadzenie ich w życie będzie kosztować budżet aż 1,5 biliona dolarów.
Kierunek rekomendowany dla USA przez organizację non profit jest zbieżny z tym, w którym od lat zmierza Unia Europejska. Consumer Reports uważa, że obowiązkowe wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa w samochodach mogłoby każdego roku uratować w Stanach Zjednoczonych życie nawet ponad 20 tys. ludzi.
Według badania tylko cztery układy - automatycznego hamowania, utrzymania pasa ruchu, monitorujące tzw. martwe pole oraz ostrzegające przed pieszymi na drodze - uratowałyby 11 800 żyć.
Zdaniem autorów raportu 1300 osób może uratować wzajemna komunikacja aut (określana C2C albo V2V), a układy wykluczające możliwość jazdy po spożyciu alkoholu mogą oszczędzić od 3700 do 7400 ofiar każdego roku.
Jest jeden warunek: muszą być obowiązkowe. Podane liczby szokują, ale brzmią wiarygodnie. W 2018 roku w USA w wypadkach zginęło 36 560 osób. W pozostałych latach statystyki wyglądają podobnie, więc jest z czego odejmować.
Consumer Reports uważa, że żądanie przez producentów samochodów słonych dopłat za systemy, które ratują życie, jest nieetyczne, bo z tego powodu są wdrażane znacznie wolniej. Wielu klientów nie docenia ich efektywności, nie rozumie działania i nie chce za nie płacić dodatkowo.
Organizacja z pewnością ma rację, ale trzeba zwrócić uwagę na dwa problemy. Taki postęp udałoby się osiągnąć tylko, jeśli w wymienione systemy będą zaopatrzone wszystkie samochody jeżdżące po drogach USA, a wymiana parku samochodowego w całym kraju potrwa dekady.
Poza tym jeśli takie wyposażenie stanie się obowiązkowe, na pewno nie zapłacą za nie koncerny motoryzacyjne. Jego koszt przeniosą na klientów. Efekt może być tylko jeden: auta staną się bezpieczniejsze, ale też znacznie droższe.