Ryszard Żyszkowski zmarł w niedzielę 21 czerwca 2020 r. w wieku 79 lat. Był najbardziej utytułowanym polskim pilotem rajdowym z dwudziestoma mistrzostwami Polski na koncie. Legendą dla każdego, kto miał cokolwiek wspólnego z rajdami, ale też skromnym i życzliwym człowiekiem. Pozostał aktywny do końca życia, kilka ostatnich dekad spędził, pracując w polskim oddziale Toyoty.
Większość osób, które go spotkały na rajdowej emeryturze, nie wiedziało, z kim ma do czynienia. Dopiero jeśli ktoś poprosił, czasem opowiadał jedną ze swoich historii. Natomiast wszyscy, którzy go znali, mówili o nim "Rysio". Ten, kto z nim chociaż raz rozmawiał, rozumie dlaczego.
Karierę sportową rozpoczął w latach 60. XX wieku za kierownicami różnych modeli Fiata, ale później przesiadł się na fotel pilota. Lista kierowców, którzy mu zaufali, jest imponująca. Znaleźli się na niej: Adam Smorawiński, Robert Mucha, Sobiesław Zasada, Marian Bublewicz, Maciej Stawowiak, Tomasz Ciecierzyński i inni.
Miał na koncie udział w Rajdzie Safari, Monte Carlo, Akropolu i wielu innych. Jak sam twierdził, dzięki sportom motorowym miał ciekawe życie, pełne przygód i wrażeń. Jak większość pilotów rajdowych pozostawał w cieniu kierowców, ale był współautorem ich sukcesów, uczestniczył też w tragicznych momentach.
Najgorszym z nich był śmiertelny wypadek Mariana Bublewicza. Z polskim asem kierownicy Żyszkowski uczestniczył w 85 rajdach, a niedługo po ostatnim wycofał się z czynnego udziału w sportach motorowych. Wyjątek zrobił dla Adama Polaka, kiedy dwukrotnie usiadł w prawym fotelu jego Toyoty w czasie Rajdu Barbórka.
Wtedy ujawnił się jego talent organizatorski. W latach 90. XX wieku był szefem rajdowego zespołu Toyota Motor Poland, w którym startowali Krzysztof Hołowczyc, Paweł Przybylski i Marek Gieruszczak. Pod wodzą "Rysia" sportowe Celiki zdobywały tytuły mistrzowskiej w polskich rajdach. Był też dyrektorem Rajdu Barbórka.
Ryszard Żyszkowski był dobrym człowiekiem, a takich jest na świecie zbyt mało. Będzie go nam brakowało.