Wśród głównych czynników mających wpływ na powstawanie smogu w miastach można wymienić wpływ pojazdów, złą infrastrukturę miast, czy choćby stosowanie starego typu kotłów grzewczych.
Przy czym główną winą (w wielu przypadkach niesłusznie) za powstawanie smogu obarczano ruch samochodowy.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) przeprowadzała badania porównawcze natężenia ruchu w tygodniach 16-22 marca 2020 roku oraz 23-29 marca 2020 roku. Okazało się, że ruch zmniejszył się w poniedziałek o 7 proc., w środę o 6 proc., w czwartek o 8 proc., w sobotę o 5 proc., a w niedzielę o 18 proc.
Drugie porównanie zostało wykonane w tygodniach 2-8 marca 2020 roku oraz 23-29 marca 2020 roku i wykazało, że w poniedziałek ruch zmniejszył się o 31 proc., we wtorek o 30 proc., w środę o 35 proc., w czwartek o 37 proc., w piątek o 37 proc. w sobotę 48 proc., a w niedzielę o 61 proc.
Mimo tak znacznych spadków ruchu zanieczyszczenie powietrza „nie daje za wygraną”. Widać to na przykładzie pomiarów w dniach 28 marca, 29 marca, 9 kwietnia, czy 12 kwietnia. To tylko niektóre dni, w których limity zanieczyszczenia powietrza zostały przekroczone. A przecież w przypadku Warszawy, gdzie również w tych dniach powietrze było znacznie zanieczyszczone, określało się, że pojazdy mechaniczne mają aż 70 procentowy wpływ na smog.
Znacząco zredukowany ruch pojazdów (ZDM określa, że pod koniec marca ruch był o 50 proc. mniejszy niż zazwyczaj) nie spowodował zaniku smogu. Tym samym można założyć, że wpływ samochodów na jego powstawanie nie jest aż tak duży jak do tej pory zakładano.
Aby lepiej zrozumieć, co tak naprawdę działo się z powietrzem trzeba przyjrzeć się danym. 29 marca 2020 roku w Warszawie stacja pomiarowa zlokalizowana przy ulicy Wokalnej na Ursynowie wskazała o 7 rano, że stężenie pyłów PM2,5 przekraczało normę o 400 proc., a pyłów PM10 o 500 proc.
Jakość powietrza była zła także 9 kwietnia, czyli niedługo przed świętami. Według Airly, wskazania czujnika przy Wybrzeżu Kościuszkowskim wskazywały, że stężenia poszczególnych substancji są podwyższone. PM10 miało stężenie 137 proc. normy, a PM2,5 – 171 proc. normy.
Tego dnia jeszcze gorzej było w Oświęcimiu, gdzie wskazania wykazały stężenia wynoszące 320 proc. normy dla PM10 oraz 432 proc. normy dla PM2,5. Jeszcze innym przykładem jest Rybnik, gdzie w Wielką Niedzielę (12 kwietnia) powietrze było fatalne (przekroczony limit o 249 proc. PM10, a PM2,5 o 346 proc.).
Czyżby za smog odpowiadały głównie systemy grzewcze? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa.
Przedstawione dane za kilka dni pokazują, że mimo o wiele zmniejszonego ruchu pojazdów problem smogu cały czas pozostaje. Można więc wnioskować, że jego wpływ na zanieczyszczenie powietrza, zwłaszcza pyłami zawieszonymi, nie jest tak duży jak do tej pory sugerowano. Oczywiście pojazdy wpływają na jakość powietrza, gdyż emitują różne szkodliwe cząstki do atmosfery. Jednak pod względem cząstek stałych (PM) ich udział nie jest tak znaczący.
Drugą stroną medalu jest prędkość i tzw. unos wtórny. Jak pokazują dane ZDM ruch na drogach stolicy jest mniejszy o połowę, ale nastąpił wzrost prędkości poruszania się pojazdów.
Trzeba pamiętać, że samochody generują nie tylko emisję powstałą z pracy jednostki spalinowej, ale też unoszą z powierzchni asfaltu drobne pyły z klocków hamulcowych, czy opon które pozostały na drodze po innych pojazdach. To zjawisko to właśnie tzw. unos wtórny.
Niestety w Warszawie w obecnej sytuacji ruch nie zamarł całkowicie jak to prezentują niektórzy, a zmniejszył się o około 50 proc. (dane podawane przez ZDM). Jednocześnie nastąpił wzrost prędkości poruszających się pojazdów – co przełożyło się na większy unos wtórny.
– twierdzi Konrad Marczyński z Warszawskiego Alarmu Smogowego, i dodaje:
Dodatkowy aspekt to długotrwała susza, nie było konkretnych opadów od około 3-4 tygodni, co zwiększa zakres i obszar przemieszczania się zanieczyszczeń, a także wydłuża czas ich pozostawania. Warto pamiętać, iż w Warszawie około 30-40 proc. zanieczyszczeń pochodzi spoza województwa, a czasem nawet docierają do nas zanieczyszczenia znad Sahary. Pożary traw, które miały miejsce w tym czasie też nie pozostawiają bez wpływu na skład powietrza, którym oddychamy. Zanieczyszczenia przemieszczają się na olbrzymie odległości – można to było zaobserwować podczas pożarów w buszu w Australii, gdzie zanieczyszczenia dotarły do Nowej Zelandii.
Earto jeszcze zwrócić uwagę na sposoby wykonywanych pomiarów. Okazuje się, że tak naprawdę nie jest mierzona emisja, ale immisja. Co to oznacza? Jak wyjaśnia Konrad Marczyński jest to to co zostało „za nami”. Dodaje również, że nie ma sposobu na automatyczne mierzenie emisji – je można tylko szacować.
Udziały procentowe i składowe dla poszczególnych substancji prezentuje WIOŚ/GIOŚ (Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska/Główny Inspektorat Sanitarny). Warto pamiętać, iż one są inne dla całej Polski a inne dla terenów zurbanizowanych. A na immisje – to co z nami zostaje, ma wpływ szereg czynników. To że wystąpiły dni z większym zanieczyszczeniem (w sytuacji inwersji) nie świadczy o tym, że samochody nie zanieczyszczają powietrza. Jest wręcz przeciwnie.
– wyjaśnia Konrad Marczyński.
Pojazdy w głównej mierze emitują cząstki stałe o bardzo małych rozmiarach. Są one trudne do wykrycia i trudne do wychwytywania w układach wydechowych pojazdów.
Filtry cząstek stałych, które są obecnie stosowane zarówno w pojazdach z silnikami benzynowymi i Dieslami, nie mają 100 proc. skuteczności. Są to nad wyraz niebezpieczne cząstki, gdyż przenikają one do płuc i układu krążenia człowieka (w szczególności PM1 – cząstki stałe o średnicy poniżej 1 mikrometra). To powoduje nie tylko osłabienie organizmu i większą podatność na zachorowalność. Wpływa to również na pojawianie się dodatkowych chorób co może w konsekwencji prowadzić do śmierci.
Informacje, które zakładały, że pojazdy nie mają aż takiego wpływu na zanieczyszczenie powietrza są niekoniecznie dobrą wykładnią. Podobnie z resztą do tych, które obwiniają głównie transport samochodowy za powstawanie zanieczyszczeń powietrza. Wszystko zależy od konkretnego przypadku. W wielu miejscach to wciąż przede wszystkim systemy ciepłownicze odpowiadają za zanieczyszczenie powietrza, a w ujęciu światowym transport samochodowy nie jest główną przyczyną powstawania zanieczyszczeń powietrza.
Nie zmienia to faktu, że dalsze działania na rzecz wymiany starszych aut na nowsze, w których stosuje się o wiele bardziej rozbudowane układy oczyszczania spalin, aby w jak największym stopniu ograniczać zanieczyszczanie powietrza jest zasadna.