Karolina Pilarczyk: Hyperdrive to największe na świecie motoryzacyjne reality show. Pierwsza produkcja tego typu, nie oparta na żadnym formacie. Wszystko jest tu nowe, robione po raz pierwszy. Był to test dla wszystkich, zarówno producentów, jak i kierowców - badanie naszych możliwości, wytrzymałości naszych aut. Przygotowany tor przeszkód można porównać do tego w programach Ninja Warriors, tylko my musieliśmy pokonać go w aucie.
KP: Producenci skontaktowali się ze mną i zaproponowali udział w programie. Na początku brzmiało to trochę jak produkcja science-fiction, więc nawet nie wiedziałam czy brać ją poważnie, czy to w ogóle zostanie zrealizowane. I choć nie traktowałam tego serio, sama idea oczywiście bardzo mi się spodobała i nabrałam ochoty, żeby się sprawdzić na tego typu przeszkodach. Z uwagi na to, że wcześniej nie było takiego formatu, nie miałam właściwie punktu odniesienia czego się spodziewać, jak przebiegnie realizacja takiego przedsięwzięcia. To co mnie przekonało, to fakt, że producentem był Netflix. Pomyślałam, że tak poważna i znana na świecie platforma telewizyjna nie wchodziła by w coś co nie odniosłoby sukcesu. Dlatego zgodziłam się i oczywiście cieszę się, że tak się stało.
KP: Pracę na planie wspominam rewelacyjnie. Fantastyczna produkcja, fantastyczni ludzie, niesamowite wrażenie na mnie zrobił ogrom tej produkcji. Miałam przyjemność brać udział w kilku dużych produkcjach telewizyjnych ale jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Tutaj budżet na produkcję wynosił ponad 100 milionów dolarów - kwota niewyobrażalna dla wielu producentów. Ten rozmach widać było na każdym kroku - ilość kamer, rozmach w przygotowaniu toru przeszkód, naprawdę robiło to wszystko bardzo ogromne wrażenie. Oczywiście podczas pracy targały mną najróżniejsze emocje od zachwytu po obawę. Mój samochód nie był na takie przedsięwzięcie w pełni przystosowany. Niejednokrotnie serce mnie bolało, bo z jednej strony chciałam dać z siebie wszystko, pojechać na maksa, sprawdzić swoje możliwości i swoje granice, ale z drugiej strony musiałam myśleć o ryzyku związanym ze zniszczeniem auta. I chociaż obawy były, to za każdym razem gdy wyjeżdżałam na tor, uśmiech nie schodził z moich ust, bo radość z jazdy brała przewagę nad obawą. Jazda sprawiała mi naprawdę ogromną radość i była to niesamowita zabawa i niesamowita przygoda.
KP: Tak. Przyznaję, że od początku moją uwagę przykuło dwóch zawodników, z których jeden wygrał program a drugi uplasował się tuż za nim. Byli świetnie przygotowani do programu pod kątem sprzętowym. W nich nie było blokady o to, że zniszczą auto, ponieważ ich sztab techniczny zadbał o każdą, nawet najmniejszą część czy usterkę, to wysokobudżetowe ekipy. Kierowcy są tam po to aby dobrze pojechać i nie martwić się o nic innego. Ja byłam tylko z moim Team Managerem Mariuszem Dziurleja, który wspaniale dbał o moje auto podczas programu ale nie mieliśmy ze sobą ciężarówki części wymiennych.
KP: Największym wyzwaniem były dla mnie wszystkie konkurencje związane z wodą, np. tzw. walk on water, kiedy musiałam przejeżdżać samochodem przez głęboką wodę. Tu traciłam cenne sekundy, ponieważ nasz samochód nie jest do tego dostosowany i takie przejazdy wiązały się z ryzykiem zassania wody do silnika i zniszczeniem go. Dlatego wszystkie konkurencje związane z wodą pokonywałam bardzo wolno i był to dla mnie duży stres. Najwięcej radości dawały mi oczywiście wszystkie konkurencje, które związane były z driftem, tu w pełni mogłam zaprezentować swoje umiejętności i wspaniale się przy tym bawić. Były to między innymi Light Box - przestrzeń podzielona na kwadraty, gdzie przy pomocy świateł wyznaczano nam kolejność kwadratów w jakie mamy wjechać i w środku wykonać autem 1,5 obrotu dookoła jego osi czy trasa podczas której należało tyłem auta zbijać poustawiane przeszkody. W takich konkurencjach czułam się jak przysłowiowa „ryba w wodzie” i świetnie się tam bawiłam.
KP: Tak, było kilka takich sytuacji w których bardzo przeżywałam porażki innych zawodników. Pomimo, że byliśmy konkurentami, bardzo się na wzajem wspieraliśmy. Wytworzyła się pomiędzy nami prawdziwa więź i przyjaźń, więc wszyscy sobie naprawdę szczerze kibicowaliśmy. Każdy z nas wie jak ważne jest dla nas sprawne auto i z jakimi konsekwencjami wiąże się jego uszkodzenie. Stacey , podobnie jak ja, niestety nie miała ze sobą zaplecza pełnego części wymiennych, zepsucie auta równało się z zakończeniem udziału w programie. Bardzo to przeżyłam, bo wiedziałam, że nie umiejętności a sprzęt zadecydował o jej porażce.
KP: Mamy kontakt ze sobą praktycznie cały czas. Program był kręcony w zeszłym roku a ja wciąż wiem na bieżąco co słychać u większości zawodników. Planujemy spotkanie podczas tegorocznych targów SEMA Show w Las Vegas, więc na pewno będzie bardzo wesoło. Już nie mogę się doczekać (śmiech). Z niektórymi zawodnikami spotykam się na zawodach driftingowych w Europie a nawet w Polsce. W USA nawiązane przyjaźnie pomogły nam w logistyce związanej z naszym udziałem w FORMULA DRIFT. Gdyby nie Edward Michal to pewnie bym się załamała. Był naszym aniołem w Stanach. Wiele osób dało nam ogromne wsparcie.
KP: Nie ukrywam, że było to cudowne doświadczenie. Fantastyczna lekcja i z przyjemnością robiłabym to częściej. Chciałabym brać udział w produkcjach filmowych, w których mogłabym jeździć samochodami, wykonywać różne ewolucje kaskaderskie no i oczywiście bez obawy o auto. Dawać z siebie wszystko dla jak najlepszych ujęć filmowych.
KP: Na pewno. Hyperdrive to przede wszystkim znakomite show. Oparte na ludziach, ich emocjach, ich historii i relacjach. Program pokazuje każdego z uczestników w jego codzienności. Jak żyje, czym zajmuje się na co dzień. Fajnie się ogląda taką różnorodność ludzi i ich losów. Oczywiście wszystkich łączy pasja jaką są samochody, ale nie dla każdego z uczestników motorsport to także zawód. Dodatkowo realizm produkcji, fakt, że ewolucje wykonują prawdziwi kierowcy, nie ma efektów specjalnych, reżyserowanych ani powtarzanych ujęć, pokazuje prawdziwe emocje jakie się z tym wiązały i spontaniczne reakcje na zaistniałe sytuacje.
KP: To pytanie bardziej do nich niż do mnie (śmiech). Producenci dzwoniąc do mnie, powiedzieli że szukają kierowcy z Polski za których stoi jakaś historia. Przykład mojej drogi do miejsca w którym jestem zainspirował ich. Jak wielokrotnie mówiłam, ja swoją przygodę z wielkim sportem zaczynałam od zera: bez wiedzy, umiejętności i budżetu. Ale z wielką miłością do poślizgów. (śmiech). I tak, małymi kroczkami, poprzez wiele lat, pokonując często bardzo duże problemy zdobyłam dwukrotnie mistrzostwo Europy w lidze kobiet, zbudowałam jeden z najbardziej rozpoznawalnych teamów driftingowych i realizuję swoje cele. To właśnie ujęło producentów w moje osobie i dlatego ich wybór padł na mnie. Nie ukrywam, że było mi bardzo miło i kręcąc do programu tu, w Warszawie, moim rodzinnym mieście, materiały opowiadające o mnie. Czułam wielką dumę i wzruszenie, że mogę promować nasz kraj i jego stolicę dzięki temu co robię.