Światła drogowe są obowiązkowym wyposażeniem każdego samochodu, ale nie trzeba ich używać. Niemniej, w określonych sytuacjach się przydają i są gwarantem bezpieczeństwa, zwłaszcza na nieoświetlonych drogach.
Na przestrzeni ostatniej dekady zanotowaliśmy ogromny postęp w ich technologii. W latach 90. wydajność świateł drogowych opartych na żarówkach H4 lub H7 pozostawiała wiele do życzenia. Wraz z intensywnymi pracami nad poprawą bezpieczeństwa jazdy w nocy, konstruktorzy zaczęli stosować ksenony. W ostatnim czasie szczyt popularności święcą LED-y. W pełni diodowe reflektory z powodzeniem stosowane są już w samochodach z segmentu B i C. W wielu modelach klasy średniej to standard. A jeszcze kilka lat temu mogliśmy spotkać je wyłącznie w pojazdach z metką premium.
Dodatkowo, producenci zaczęli montować aktywne reflektory. Nie tylko podążają za ruchem kierownicy doświetlając zakręty i pobocze, lecz również efektywnie zawiadują długością snopa, by maksymalnie doświetlić obszar przed samochodem i jednocześnie nie oślepiać aut poprzedzających i tych nadjeżdżających z naprzeciwka. W tym przypadku z powodzeniem można na stałe włączyć tryb automatyczny. To jednak rozwiązanie wciąż rzadko spotykane. W znakomitej większości modeli występuje manualna regulacja między światłami mijania i drogowymi. Kiedy zatem można włączyć te o wyraźnie większym zasięgu?
>>> Szalona ucieczka motocyklistów. Blisko 200 km/h i łamane kolejne przepisy. Wszystko nagrano na wideorejestratorze:
Przepisy jasno definiują używanie świateł drogowych Kiedy można bezkarnie używać świateł drogowych? Wszelkie wytyczne znajduje w ustawie Prawo o ruchu drogowym. Artykuł 51 brzmi następująco:
Z przepisów zdefiniowanych przez ustawodawcę wynika, że nie możemy używać świateł drogowych zbliżając się do kolumny pieszych. Co innego w przypadku, gdy mamy do czynienia z jedną osobą. Nie zmienia to faktu, że to niebezpieczny moment. Pieszego łatwo oślepić i sprawić, by na chwilę stracił orientację w terenie. W starciu z pędzącym samochodem nie ma najmniejszych szans.
Interpretując przepisy zawarte w ustawie Prawo o ruchu drogowym dochodzimy do kolejnego kluczowego momentu w postaci korzystania ze świateł drogowych w terenie zabudowanym. Po aktualizacji przepisów możemy to robić jedynie na drogach nieoświetlonych latarniami. Ten sam przepis dotyczy obszaru niezabudowanego. Tam również możemy dość często spotkać oświetlone trasy. Dotyczy to autostrad, ekspresówek, czy też obwodnic. W takich warunkach niedopuszczalne jest korzystanie ze świateł o zwiększonym zasięgu.
Naruszając ten przepis narażamy się na mandat w wysokości 200 złotych. Takiej samej kary możemy się spodziewać ostrzegając innych użytkowników drogi o kontroli policyjnej. Istnieje jednak w kodeksie wyjątek. Dotyczy sytuacji, gdzie ostrzegamy nadjeżdżających kierowców o niebezpieczeństwie.
Wynika to m. in. ze stanu wyższej konieczności, jako okoliczności wyłączającej bezprawność. Oznacza to, że nie popełnia wykroczenia ten, kto działa w celu uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego jakiemukolwiek dobru chronionemu prawem, jeżeli niebezpieczeństwa nie można inaczej uniknąć, a dobro poświęcone przedstawia wartość niższą od dobra ratowanego.
Światła drogowe są też jednym z elementów egzaminu praktycznego na prawo jazdy. Instruktor może poprosić o sprawdzenie ich obecności. Jak to zrobić? Wystarczy na postoju przekręcić kluczyk w stacyjce do pozycji, w której zaświecą się kontrolki na desce rozdzielczej. Następnie trzeba przesunąć do przodu manetkę, by się zablokowała. Na koniec wystarczy wyjść z samochodu i sprawdzić, czy reflektory świecą mocniej niż zazwyczaj. Obecność tych świateł zdradza również niebieska ikonka umieszczona na cyferblacie.
Tę czynność warto też przeprowadzić przed wyjazdem w dłuższą trasę. Światła drogowe są kluczowe podczas przejazdu przez las lub na drogach zlokalizowanych między polami. Zwłaszcza w okresie wakacyjnym zwiększa się aktywność zwierzyny w porze nocnej. Reflektory o podwyższonym zasięgu pozwolą wychwycić z kilkuset metrów czyhające przy poboczu sarny albo rowerzystę bez odblasków.
W Polsce zarejestrowanych jest około 20 milionów samochodów. Średnia ich wieku przekracza 12 lat, co sprawia, że zdecydowana większość modeli wykorzystuje w światłach drogowych popularne i przystępne cenowo żarówki. Standardowe oświetlenie nosi następujące symbole: H1, H2, H4, H7, H9, H11, H15, HB3, HB4. Tego typu żarówki cechują się wydajnością na poziomie od 1000 do 1550 lumenów i maksymalnym czasem pracy zawierającym się w przedziale 350-700 godzin. Jedna żarówka kosztuje od 10 do 50 złotych.
W autach z oświetleniem ksenonowym żarówki noszą oznaczenie: D2S, D2R i D1R. Nie posiadają żarnika, wykorzystują wysokie napięcia, co wymusza montaż przetwornic prądu. Pośród ich zalet możemy wymienić wydajność świetlną na poziomie 3000 lumenów i trwałość rzędu 3000 godzin. Za jeden żarnik trzeba zapłacić 350-800 złotych.
Jeszcze większą trwałością może pochwalić się oświetlenie LED-owe. W tym przypadku żywotność w wielu przypadkach przekracza 50 tysięcy godzin, a jakość światła, zwłaszcza w laserowych reflektorach jest o niebo lepsza względem ksenonów i pozwala oświetlać obszar do 600 metrów przed samochodem. Na ich korzyść przemawia też niższe zapotrzebowanie energetyczne –
mniejsze obciążenie alternatora. Badania dowiodły, że stosowanie diod w charakterze dziennych świateł pozwala oszczędzić do 0,3 litra na 100 kilometrów. Niestety, ewentualna regeneracja LED-owego panelu to minimum 700-1000 złotych. Fabrycznie nowa lampa wiąże się z wydatkiem na poziomie 4-15 tysięcy zł – w zależności od modelu.