Niezależnie od miejsca zamieszkania, przepisy dotyczące ochrony środowiska są zbliżone. W miastach, czy na obszarach wiejskich obowiązuje ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach.
Możemy w niej wyczytać, że zabrania się mycia pojazdów pod myjniami i w miejscach przeznaczonych do użytku publicznego – na chodnikach, placach, ulicach, zieleńcach, czy parkingach.
Zakaz obowiązuje też na terenach leśnych oraz w pobliżu zbiorników wodnych i rzek. Wszystko w trosce o naturalne środowisko. Chodzi o to, by zanieczyszczenia nie przedostawały się do gleby lub wody.
Dlatego miejsce przeznaczone do mycia pojazdów musi zostać wyposażone w specjalny odpływ do kanalizacji sanitarnej, a nie deszczowo-burzowej.
Przeczytaj także: Jak nie myć samochodu?
Rynek środków czystości jest bogaty w preparaty ekologiczne, które w teorii nie szkodzą środowisku naturalnemu. I dla wielu to wystarczający argument, by stosować je podczas mycia w miejscach do tego nieprzystosowanych.
Problem w tym, że ustawodawca nie rozróżnia w przepisach specyfików szkodliwych i tych przyjaznych naturze.
Sporo racji mają w tym ekolodzy. Argumentują, że podczas mycia pojazdu, wraz z kurzem i błotem, do gleby mogą przedostawać się smary, oleje, pył z klocków i tarcz hamulcowych, degradując tym samym środowisko naturalne.
Przeczytaj także: Jak usunąć brzydki zapach z samochodu?
W świetle obowiązujących przepisów, auto można być tylko w myjniach lub w miejscach wyznaczonych przez zarządców spółdzielni, wspólnot, władze gminy, a także na przystosowanej do tego prywatnej posesji.
W każdym innym przypadku na użytkownika zostanie nałożony mandat. Jego wysokość ustalają rady gmin i mogą różnić się w poszczególnych regionach.
Niemniej, funkcjonariusz Straży Miejskiej może ukarać obywatela kwotą w wysokości nawet 500 złotych. W przypadku odmowy przyjęcia mandatu, sprawa trafia do sądu, gdzie poza maksymalną kwotą, skład sędziowski doliczy łamiącemu przepisy koszty sądowe (kilkaset złotych).