W ośrodku Nardo obowiązuje absolutny zakaz fotografowania przez osoby z zewnątrz. Z początku nie wiedziałem dlaczego. Nardo kojarzyło mi się tylko ze słynnym, ponad 12-kilometrowym owalem, na którym najszybsze supersamochody mogą bić rekordy prędkości. Przykładowo, to tutaj, na dalekim południu Włoch, Bugatti Veyron rozpędziło się do oszałamiających 435 km/h. Okazuje się jednak, że owal to jedynie wierzchołek góry lodowej...
Należący do Porsche ośrodek to rozbudowany kompleks. Oprócz samego owalu inżynierowie marki mają do dyspozycji pełnoprawny wyścigowy tor. Nazywa się Handling Track (zgodnie z nazwą testuje się tu auta pod kątem prowadzenia w zakrętach) - nitka toru mierzy 6,22 km i składa się z jednej długiej prostej, kilku krótszych oraz 16 zakrętów. Owal i ponad 6-kilometrowy tor to wciąż nie wszystko. W Nardo znajduje się też specjalny obszar do testowania ciężarówek (włącznie z małym torem), porządny tor offroadowy, tor z bardzo śliską nawierzchnią, płyta poślizgowa, długie odcinki symulujące drogi o trudniejszej nawierzchni (błoto, kiepski asfalt, szuter czy wiejska droga), a nawet wydzielono obszar, który nazwano "typową afrykańską drogą". Podsumowując, samochody dopracowywane w Nardo poradzą sobie w każdych warunkach.
A czy zaklejanie obiektywów miało jakiś cel? Zdecydowanie tak. Gdyby nie przezorność obsługi toru, Nardo stałoby się rajem dla fotografów lubujących się w zdjęciach szpiegowskich. Mam nadzieję, że nie zdradzę teraz tajemnicy wagi państwowej, ale obok nas inżynierowie Porsche testowali Cayenne na jednej z dróg o trudniejszej nawierzchni, a po ośrodku przejechało kilka mocno zamaskowanych prototypów. Jeden wyglądał jak Lamborghini Huracan z wielkim spojlerem...
Cała grupa liczyła kilkanaście osób, Porsche podzieliło nas więc na mniejsze grupy. Kluczem była geografia - ja i kolega z innej redakcji znaleźliśmy się w jednej z Czechem i Węgrem. Naszym instruktorem okazał się miły starszy pan. Jak sam powiedział, "jest już na emeryturze, ale nudzi mu się w domu, więc, jak tylko jest okazja, to przyjeżdża na Nardo i pomaga w szkoleniach". Jednym słowem, pasjonat. Pasjonat, który z Porsche związany jest od kilkudziesięciu (!) lat.
Krótka odprawa. Pięć minut pogadanki o bezpieczeństwie i "zapraszamy na tor". Chwilę później wsadzają cię do rasowego sportowego samochodu. My dostaliśmy Porsche 911 Carrera 4S, a nasi koledzy z południa Porsche Boxstera S. Nasze szkolenie zaczęło się od launch control i hamowania. Kontrola startu w Porsche robi wrażenie - ustawiasz tryb Sport+, wciskasz hamulec, gaz do oporu i puszczasz hamulec. Tylko tyle, a Porsche wystrzeliwuje przed siebie jak z katapulty. Jednak launch control szybko przestało na mnie robić wrażenie. Wszystko przez... niesamowite ceramiczne hamulce. Naszym zadaniem było rozpędzenie się do ponad 100 km/h i zatrzymanie się w wyznaczonym z pachołków kwadracie. Hamulce okazały się tak skuteczne, że za pierwszym razem wyhamowałem 3 długości auta od pachołków. Dopiero za którąś próbą z kolei przekonałem swoją psychikę, że mogę zahamować w ostatniej chwili. I dopiero wtedy udało mi się wykonać zadanie.
Następnym punktem programu był slalom, gdzie mogliśmy przekonać się, jak dobrze Porsche trzyma się drogi. Pół godziny treningu, a nasz emerytowany instruktor zarządził - "jedziemy na tor". Ruszyliśmy więc za nim na Handling Track. Pierwsze przejazdy po 6,2-kilometrowej nitce toru odbyliśmy w spacerowym tempie. Jechaliśmy za instruktorem, który cały czas przez krótkofalówkę opowiadał nam o optymalnym torze jazdy. W najtrudniejszych miejscach zatrzymywaliśmy się, a instruktorzy tłumaczyli na co uważać. I znowu... tylko tyle.
Od razu zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę. W grupach ruszyliśmy na tor i zaczęło się prawdziwe jeżdżenie. Każdą grupę prowadził oczywiście instruktor i to on wyznaczał tempo, ale okazało się, że w Porsche "spokojnie" i tak oznacza bardzo, bardzo szybko. Już na czwartym kółku zorientowałem się, że wchodzę w pierwszy łuk z prędkością 200 km/h, a instruktor krzyczy na mnie przez krótkofalówkę "no braking, no braking, no braking". Wystarczyło, któryś zakręt pokonać bez najechania na tarkę, a głos z krótkofalówki upominał "use all track", "use all track". Emerytowany kierowca jechał całe kółko z tylko jedną ręką na kierownicy. W drugiej trzymał krótkofalówkę i cały czas zerkał w lusterko wsteczne. A i tak nikt z naszej grupy nie potrafił dotrzymać mu kroku!
Po Handling Track w Nardo jeździliśmy dobre dwie godziny. Jedyne przerwy, jakie zarządzał nasz instruktor, to te na zmianę kierowców albo aut. Była też przerwa na szybki obiad, ale kto chciał, mógł dalej szaleć na torze. Sam albo poprosić o przejażdżkę z instruktorem w 911 Turbo S.
Czekały na nas też dwa supersamochody - Porsche 918 Spyder oraz 911 R. Oczywiście przejechać się nimi nie mogliśmy, ale zorganizowano dla nas tzw. "taxi drive". Ja stanąłem w kolejce do Spydera. Po 15 minutach kierowca testowy Porsche zabrał mnie na słynny owal, gdzie pokazał całą obłędną moc superhybrydy, a jednocześnie... cały czas rozprawiał o pierwszym odcinku "Grand Tour" i udowadniał, że Porsche 918 Spyder góruje i nad LaFerrari, i McLarenem P1. Nie wiem, tamtymi dwoma nie miałem okazji się przejechać, ale po rundce Porsche po owalu jestem skłonny uwierzyć w zapewnienia Niemca. Porsche 918 Spyder robi po prostu piorunujące wrażenie!
Porsche Driving Experience to wyjątkowe doświadczenie. Dostarcza nie tylko masę frajdy i pozwala się wyszaleć na torze, ale też bardzo dużo uczy. Różnica pomiędzy 911 Carrerą 4S, a tylnonapędowym Boxsterem jest naprawdę ogromna. Dlaczego firma Porsche organizuje takie imprezy? Po pierwsze, pokazuje to jak wszechstronne i szybkie potrafią być jej samochody. Po drugie, pozwalają w bezpieczny sposób poznać granice swoich możliwości.