Trzeba przyznać, że w ostatnich lata Mitsubishi straciło rynkową pozycję, jaką kiedyś zajmowało. Nowe generacje Colta oraz ASX powstały w kooperacji z Renault, chociaż takie określenie jest bardzo eufemistyczne - pojazdy te to po prostu Clio oraz Captur w przebraniach. Teraz jednak Japończycy postanowili odzyskać utracony honor. Sięgnęli po działo dużego kalibru - równie dużego co obwód pasa przeciętnego Amerykanina. Ta słowna gierka jest jak najbardziej uzasadniona. Marka bowiem zaadaptowała na potrzeby Europy model oferowany w USA od 2021 roku. Mowa oczywiście o Outlanderze.
"Nowy" Outlander na tle swoich poprzedników wydaje się prawdziwym kulturystą. Auto już na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie majestatycznego i muskularnego. To właśnie przyświecało projektantom, którzy kierowali się koncepcją I-Fu-Do-Do, co można tłumaczyć na właśnie "majestatyczny", czy też "autentyczny". Co prawda pod względem długości wcale nie odbiega od poprzedniej generacji (4719 mm długości, poprzednik - 4695 mm). Jest jednak zdecydowanie szerszy i wyższy (kolejno 1862 mm i 1750 mm).
Amerykańska sylwetka w połączeniu z niecodziennym japońskim designem frontu, daje zaskakujący efekt. To auto rozpoznacie z daleka. W moim odczuciu jedynym mankamentem są olbrzymie chromowane dekory przy centralnych lampach, które gryzą się z pozostałymi elementami. Wyglądają też nieco odpustowo. Z tyłu jednak i od boku auto prezentuje się bardzo przyjemnie. To typowy SUV z wyrazistymi liniami. Oczywiście nie zabraknie bogatej palety kolorystycznej, która składa się łącznie z 12 wariantów, w tym pięciu dwukolorowych. Całość dopełniają 18. bądź 20-calowe felgi.
Rozstaw osi wynosi 2704 mm, a to oznacza, że w pięciomiejscowej kabinie miejsca jest pod dostatkiem. Co ciekawe, w Stanach dostępna jest wersja siedmioosobowa (jej istnienie zdradza obecność cupholderów na boczkach w bagażniku), jednak nie trafi ona najpewniej do Europy. Zresztą nie widzę sensu jej wprowadzania - miejsce w trzecim i drugim rzędzie byłoby tak ograniczone, że podróżować mogłyby tam tylko dzieci.
W standardowej konfiguracji przestrzeni jest jednak bardzo dużo i nawet rośli pasażerowie poczują się tam niezwykle komfortowo. Zwłaszcza że fotele jak i kanapa w pierwszym kontakcie sprawiły wrażenie wygodnych. Co jednak nieco mnie zaskoczyło, to fakt, że po rozłożeniu podłokietnika pojawia się dziura, przez którą oglądamy wnętrze bagażnika - zabrakło jakiejkolwiek zasłonki, nawet materiałowej. Co się tyczy samego kufra, jego pojemność wynosi 495 l, a po złożeniu kanapy wzrasta ona do 1422 l.
Zostając jeszcze przez chwilę przy wnętrzu, nie mogę nie wspomnieć o multimediach. Od razu też zacznę od zarzutu. Środkowy ekran o przekątnej 12,3 cala sprawia wrażenie nieco przestarzałego (kwestia kolorystyki i czcionki). Na szczęście do dyspozycji mamy tutaj Android Auto i Apple CarPlay, co zdecydowanie ratuje sytuację. Na plus wypada też oferowany w wyższych wersjach wyposażenia system audio Dynamic Sound, za który odpowiedzialna jest Yamaha. Miłym akcentem jest także klasyczny układ sterowania klimatyzacją z pokrętłami i przyciskami.
Przejdźmy teraz do napędu, bo to on stanowi największy atut pojazdu. Do dyspozycji będzie, uwaga... tylko jeden jego wariant. Mowa tutaj o opartej na 2,4 litrowym benzyniaku hybrydzie plug-in. Spalinowa jednostka jest na swój sposób wyjątkowa. Dlaczego? Otóż rozwija ona zaledwie 136 KM i 203 Nm momentu obrotowego. W dobie wysilonych niskopojemnościowych silniczków o olbrzymich mocach jest to nie do pomyślenia. Można więc podejrzewać, że japońska jednostka będzie niezwykle wręcz żywotna. Czyżbyśmy się cofnęli do lat 80.?
Z drugiej strony, na pokładzie Outlandera znajdują się jeszcze dwa silniki elektryczne o mocach kolejno 116 i 136 KM (pierwszy na przedniej, mocniejszy na tylnej osi). To one są tutaj kluczowe. Dzięki nim moc systemowa wynosi 302 KM, a to pozwala masywnemu SUV-owi osiągnąć setkę już po 7,9 sek. Co więcej, jak przystało na pełnoprawnego "plug-ina" pozwalają one przemieszczać się w trybie wyłącznie elektrycznym. Dzięki akumulatorowi o pojemności 22,7 kWh będziemy mogli pokonać ok. 86 km na jednym ładowaniu. Zdaniem producenta pozwoli to europejskim klientom, którzy korzystają z samochodu głównie na niewielkich dystansach, jeździć nim wyłącznie w sposób bezemisyjny. Rzecz jasna całkowity zasięg jest o wiele większy i wynosi 844 km (pojemność baku to 53 l). Warto dodać, że silnik spalinowy może być wykorzystywany podczas jazdy jako generator energii dla jednostek elektrycznych (tryb hybrydy szeregowej) lub napędzał koła równolegle z nimi.
W porównaniu do innych pojazdów tej klasy, Outlander posiada dość niestandardowe jak na europejskie warunki gniazdo CHAdeMO. Co prawda ładowarek takich jest w Polsce niewiele (zresztą jak i samych punktów ładowania w ogóle), jednak takie wejście sprawia, że pojazd może sprawować funkcję magazynu energii. Oczywiście do dyspozycji jest standardowe gniazdo AC.
Nowy Outlander to auto, które z pewnością znajdzie dla siebie odbiorców. Prezentuje się interesująco, jest przestronne i sprawia wrażenie solidnego. Oczywiście mocną stroną jest także ciekawie zaprojektowany napęd. Dodatkowym atutem jest gwarancja producenta - na pięć lat lub 100 000 km, 12 lat gwarancji antykorozyjnej, osiem lat lub 160 000 km gwarancji na akumulator trakcyjny, a także pięć lat wsparcia Mitsubishi Assistance bez limitu przebiegu. Rynkowy sukces zależy jednak od cen, które w tej klasie pojazdów raczej nie należą do najniższych. Podejrzewam, że na najlepiej wyposażone wersje (dostępne będą cztery - Inform, Invite, Intense oraz Instyle) trzeba będzie wyłożyć kwotę ok. 280-300 tys. zł. Wyjazd na premierowy pokaz Mitsubishi Outlander został sfinansowany przez firmę ASTARA Poland Sp. z o.o.. Nie miała ona jednak wpływu na treść artykułu, ani też wglądu w nią przed publikacją.