Klasa G to jeden z najbardziej kultowych modeli Mercedesa. Auto o klasycznym, kanciastym nadwoziu i aerodynamice bloku mieszkalnego, ma swoich fanów na całym świecie. Od wielu lat jest też synonimem luksusu i symbolem statusu materialnego właściciela. Trudno jednak zmienić cokolwiek w jego sylwetce, co finalnie nie zaburzyłoby jego prezencji. Stąd też styliści mają nieco ograniczone pole do popisu. W przypadku nowej odsłony zmieniło się niewiele, jednak prawdziwi gelendomaniacy szybko zauważą różnice.
Pierwszym najbardziej rzucającym się w oczy elementem jest grill z czterema pojedynczymi żeberkami. Do tej pory atrapa chłodnicy miała trzy podwójne poprzeczki. Dodatkowo zmienił się także wygląd zderzaka, który teraz przypomina nieco ten zastosowany w dotychczasowej wersji AMG (ona także otrzymała delikatnie zmodyfikowany przód, z inaczej zaprojektowanymi wlotami powietrza).
Przeprojektowano również tylny zderzak, jednak wskazanie różnic będzie dla większości wyzwaniem co najmniej karkołomnym. Ciekawostką są nowe okładziny słupków A, które w porównaniu do tych z wersji przed liftingiem są nieco bardziej opływowe. Ktoś wspomniał coś o aerodynamice? Gdy ta zaczyna być istotna w przypadku Klasy G, można domniemywać, że za winklem czai się już jej elektryczna odsłona.
We wnętrzu również obyło się bez wielkich zmian, chociaż są one bardzo istotne. Klasa G otrzymała nową kierownicę z dotykowymi panelami, a także nowe wyświetlacze, każdy o przekątnej 12,3 cala. Co więcej, na pokładzie zagościł system multimedialny MBUX (Mercedes-Benz User Experience). Będzie też ciszej — zastosowano nowe materiały izolacyjne.
Gama silnikowa składać się będzie teraz z trzech jednostek w technologii miękkiej hybrydy. Otwiera ją wariant G500, czyli pięciolitrowy silnik V... oj nie, nie. Tym razem za oznaczeniem kryje się trzylitrowy benzyniak R6. Na szczęście mocy mu nie brakuje - rozwija 449 KM i 560 Nm momentu obrotowego. Pierwsza setka pojawia się na liczniku już po 5,4 sek. Nie można więc narzekać. Oczywiście jest też coś dla zwolenników oleju napędowego. W wersji G450d otrzymujemy trzylitrowego Diesla o mocy 367 KM i 750 Nm! Tutaj także osiągi są bardzo przekonujące - sprint do setki zajmuje jedynie 5,8 sek. Nie mogło zabraknąć także pozycji ze stajni Mercedes-AMG, czyli G 63. Na szczęście pod maską nadal pracuje fantastyczna czterolitrowa V8 biturbo o mocy 585 KM i 850 Nm momentu obrotowego. Wszystkie jednostki współpracują z dziewięciostopniowym automatem.
Wracając do wspomnianego wcześniej elektrycznego wariantu - ten ma pojawić się już w tym roku. Fani modelu nie będą raczej szczególnie zainteresowani jego kupnem (oczywiście oprócz dzianych, zachłyśniętych tematem ekologi mieszkańców Kalifornii). Ceny odświeżonej Gelendy powinniśmy poznać już wkrótce. Tanio na pewno nie będzie.