Można sprzedać mniej i zyskać na wartości. Idealnie udowadnia to Harley-Davidson. Sprzedaż detaliczna motocykli z legendarnym, amerykańskim logo spadła o 3 proc. Mimo wszystko zysk spółki za drugi kwartał wzrósł o jakieś 16 proc. Jak to możliwe?
Twarde dane są takie, że pomimo spadku sprzedaży, zysk spółki Harley-Davidson w przeliczeniu na każdą akcję wyniósł 1,63 dolara. To zdecydowanie więcej, niż wskazywały prognozy. Te mówiły bowiem o 1,4 dolara. Kluczowym faktorem, który miał wpływ na taką sytuację stało się pójście w kierunku motocykli klasy touring. Zwrot w tę stronę firma wykonała w 2020 r. I dziś on skutkuje aż 11-proc. skokiem zbytu. Tak duże zainteresowanie tą grupą jednośladów pozwoliło zwiększyć marże firmy. W końcu mówimy o produktach premium, które są wybierane przez klientów mniej dotkniętych trudnościami gospodarczymi.
Wpływ na pozytywną reakcję giełdy miały także dalsze zapowiedzi Harleya. Ten ogłosił bowiem, że do 2026 r. chce odkupić własne akcje o wartości w sumie 1 mld dolarów. Ta informacja bardzo skutecznie przykryła nie do końca optymistyczne wnioski płynące z raportu finansowego. Ten mówi o spadku przychodów ze sprzedaży motocykli i powiązanych produktów o wartości jakiś 5 proc. Co więcej, pewnikiem są też cięcia produkcji. Powód? Bo wielkość sprzedaży prawdopodobnie osiągnie dolną granicę pierwotnych prognoz firmy.
O stabilności kursów Harleya świadczy jednak jeszcze jedna rzecz. Mowa o dużym zaufaniu inwestorów. Amerykańska marka systematycznie podnosiła dywidendę przez 3 kolejne lata. Powiem więcej, przez imponujące 32 lata w ogóle decydowała się na jej wypłacanie. Harley stanowi zatem finansową, zieloną wyspę na rynku motoryzacyjnym.