W życiu kierowcy obowiązuje wiele niepisanych zasad. Czy obowiązek zdejmowania kasku na stacji benzynowej jest jednym z nich? Nie tyle jest, co raczej był. I to też tylko przez chwilę. Chodziło w nim nie tyle o bezpieczeństwo, co raczej pieniądze. Środowisko motocyklowe oburzyło się jednak. W efekcie zasada tak szybko jak się pojawiła, musiała zniknąć.
Motocykliści musieli zdejmować kaski podczas tankowania pojazdów na stacjach benzynowych w Wielkiej Brytanii. Powodem wprowadzenia tego obowiązku były w dużej mierze... kradzieże paliwa. Kierujący w kasku był nie do rozpoznania. I to nawet w sytuacji, w której kradzież zarejestrował monitoring. Zarządcy sieci postanowili zatem działać. Pracownicy danego punktu widząc podjeżdżający motocykl, musieli blokować dystrybutor. W efekcie kierowca, który nie zsiadł z jednośladu i nie zdjął kasku, zatankować nie mógł.
Chociaż podobny schemat działał także i w Polsce. Historię w swoim felietonie opisał np. jeden z redaktorów serwisu Motovoyager. Jego znajomy musiał zdjąć kask i dopiero dystrybutor, przy którym zaparkował motocykl, został odblokowany. Pracownik stacji zasłaniał się bowiem regulaminem obowiązującym w danym punkcie.
Pojawienie się zapisu wymagającego zdejmowania kasku podczas tankowania bardzo szybko wzbudziło oburzenie środowiska motocyklowego. Fani jednośladów wskazywali przede wszystkim na dwie okoliczności:
Stacje paliwowe dość szybko wycofały się z obowiązku zdejmowania kasku przed tankowaniem. To jednak jeszcze nie oznacza, że ten nie obowiązuje wcale. I warto tu przytoczyć dwie okoliczności.
W skrócie, jeżeli nie spieszy wam się i tankujecie pierwszy raz na danej stacji, zdejmijcie kask. To dla was minimalny wysiłek. A obsługa stacji poczuje się pewniej. I wy pokażecie swoją kulturę.
Zdejmowanie kasku to oczywiście dopiero pierwsza z zasad, o których powinni wiedzieć motocykliści docierający na stację benzynową. Takich smaczków jest więcej. Bywa, że gdy motocyklista pojawia się przy dystrybutorze, pracownik stacji musi zablokować pompę. Jej odblokowanie odbywa się dopiero w sytuacji, w której motocyklista zsiądzie z pojazdu, zgasi w nim silnik i postawi go na stopce. Dalsze piętrzenie głupich zasad pomyślicie? Nie do końca. Tu sieci paliwowe mają już bowiem mocniejsze argumenty. Tu bowiem ich zdaniem chodzi o bezpieczeństwo.
Zejście z motocykla ma zabezpieczyć kierującego na wypadek nagłego pojawienia się ognia – w sytuacji, w której dojdzie do zapłonu paliwa kapiącego na gorące części silnika lub oparów. I oczywiście z osądem tym można się nie zgadzać. Tyle że mówi o tym regulamin stacji. Nie jest umocowany w przepisach, ale prowadzi do jednego wniosku – nie dostosujesz się, nie zatankujesz! Poza tym warto też pamiętać o tym, że regulaminu nie ustalają pracownicy stacji. Oni mają go jedynie egzekwować i są na pierwszej linii rażenia. Motocykliści nie powinni zatem winić ich za sytuację.