Porady dotyczące samochodów, ale i jednośladów publikujemy również w serwisie Gazeta.pl.
Czarna Wołga, czarny Roman i... kask położony na asfalcie. Co łączy te historie? Wszystkie są zgrabnie opowiedzianymi legendami, przy czym dwie pierwsze mają charakter miejski, a ostatnia motoryzacyjny. Z góry przepraszam za dość twarde stanowisko. Ale w przypadku kasku na asfalcie trzeba odczarować rzeczywistość. Bo to nie forma dbania o bezpieczeństwo, a powodowania niebezpieczeństwa.
Nietrudno znaleźć w sieci informację mówiącą o tym, że kask położony na asfalcie stanowi międzynarodowy sygnał motocyklistów. Jego obecność informuje innych użytkowników drogi, że postój motocykla jest wynikiem wypadku lub awarii. Ma ostrzegać. Tyle że już pierwsze zdanie tego akapitu brzmi podejrzanie. Po pierwsze dlatego, że nie ma czegoś takiego jak międzynarodowy sygnał motocyklistów. Bo kto niby miałby go ustalać? Międzynarodowy zarząd motocyklistów, którego nie ma? Po drugie kask na jezdni wcale nie jest taki widoczny. Bo kierującym jednośladami podczas zakupu kasku zależy raczej na ich dyskrecji, a nie widoczności. Bardziej widoczny jest sam motocykl stojący na drodze.
Po trzecie jeżeli motocyklista ma stosować się do jakiegoś kodeksu zasad, to są to przede wszystkim przepisy ruchu drogowego. I kwestia pozostawiania kasku na asfalcie została w polskim prawie opisana. Mówi o niej art. 45 ust. 1 pkt 6 ustawy Prawo o ruchu drogowym. Stwierdza że "zabrania się pozostawiania na drodze przedmiotów, które mogłyby zagrozić bezpieczeństwu ruchu". Kask pozostawiony przez motocyklistę na jezdni – czy to za jednośladem, czy obok niego – tworzy realne zagrożenie. Inny kierowca może go nie zauważyć i najechać na niego. W najlepszej opcji uszkodzi swój pojazd, a w najgorszej wykona nagły manewr i dojdzie do wypadku.
Skoro kask na asfalcie nie zabezpiecza miejsca zdarzenia, warto zastanowić się nad tym, jak najlepiej byłoby to zrobić. Przecież motocykl nie musi mieć świateł awaryjnych czy być wyposażony np. w trójkąt ostrzegawczy... Tu po raz kolejny otwiera się pole do działania dla rozsądku. Bo w razie usterki, motocykl po prostu można przepchać poza obręb drogi. To zdecydowanie najlepsza opcja. Niemożliwa staje się głównie w czasie wąskich, górskich przejazdów. Tyle że tych w Polsce dużo nie ma.
Zakładając, że z uwagi na uszkodzenie w czasie wypadku, przepchnięcie motocykla z drogi możliwe nie jest, spokojnie można przyjąć że sam motocykl stanie się tak samo widoczny dla innych kierowców, jak motocykl z kaskiem położonym na jezdni. Poza tym w tym punkcie pojawiają się jeszcze dwa scenariusze:
Na koniec pozostała jeszcze jedna kwestia. Pamiętajcie o empatii. Widzicie motocykl stojący na drodze? Uważnie zacznijcie zatem obserwować sytuację wokoło pojazdu. Poza tym w miarę możliwości zatrzymajcie auto i zapytajcie, czy motocyklista nie potrzebuje pomocy. Może się bowiem okazać, że choć pojazd uszkodzony nie jest, jego kierujący źle się poczuł. Reakcja nie będzie was dużo kosztować. Dla kierowcy motocykla może się okazać wyjątkowo cenna. Czasami nawet cenna na miarę życia.