Za tę niewygórowaną cenę dostajesz coś, co na pierwszy rzut oka przypomina Range Rovera, choć raczej takiego, który spędził za dużo czasu w suszarce. Nathan i Sergi z Supercar Blondie zgodnie uznali, że ten "chiński cud techniki" wygląda, jakby zaprojektowano go z dużą dawką improwizacji. Z drugiej strony światło przednie świeci, grill wygląda jak Range Rover, a nawet logo ma podobny układ liter. To, czy to legalne, pozostawmy już prawnikom.
Aby odpowiedzieć na pytanie, którego nikt nigdy nie zadał, postanowiono porównać podróbkę z oryginałem w drag race. Brzmi ekscytująco? No cóż, prawda jest taka, że wynik był mniej więcej tak przewidywalny, jak zakończenie "Titanica".
Fake Range Rover, czyli "Chiński Wojownik" z dumą zaprezentował swoje możliwości. Napędzany silnikiem elektrycznym o mocy… uwaga… 3,5 kW (czyli mniej więcej takiej jaką mają przemysłowe odkurzacze), może pochwalić się zawrotną prędkością maksymalną wynoszącą 50 km/h. To mniej więcej tyle, co elektryczna hulajnoga po dobrym tuningu. Zasięg? Podobno 90 km, ale tego ekipa Supercar Blondie nie zweryfikowała. W porównaniu do tego prawdziwy Range Rover wyglądał jak bestia prosto z Formuły 1.
No to wyobraźcie sobie to starcie. Prawdziwy Range Rover kontra jego chińska podróbka. Nathan i Sergi z ekipy Supercar Blondie podeszli do tego bardzo profesjonalnie. Wszystko zostało przygotowane jak na torze wyścigowym. Z jednym małym wyjątkiem - zamiast widowiskowego startu, podróbka wzięła sobie do serca filozofię slow life i ruszyła jak ślimak.
Prawdziwy Range Rover dosłownie zniknął za horyzontem, zanim ten mały "elektryk" zdążył dobrze rozpędzić się do swoich 43 km/h. W pewnym momencie Sergi postanowił sprawdzić, czy jadąc na wstecznym uda mu się wygrać z chińskim wynalazkiem. Wynik? Tak, oczywiście, że wygrał. Z przewagą co najmniej pół kilometra.
Jeśli marzysz o czymś, co wygląda jak Range Rover, ale wiesz, że nie stać Cię na prawdziwą wersję, to… nadal warto się zastanowić dwa razy. Owszem, Chiński Wojownik ma coś w sobie. Z daleka (i to z naprawdę dużej odległości) wygląda jak jego brytyjski kuzyn. W środku jednak wszystko, od paneli po skrzynię biegów, sprawia wrażenie, jakby było wykonane z plastiku pochodzącego z zestawu LEGO. Zmiana trybu jazdy grozi wyrwaniem lewarka, a plastiki pokaleczeniem.
No cóż, za 4 tys. dolarów dostajesz samochód, który może przejechać maksymalnie 90 km (i to w idealnych warunkach). Ale ma niezaprzeczalną zaletę - wciąż kosztuje 37 razy mniej niż prawdziwy Range Rover. Czy jest 37 razy gorszy? Zdecydowanie tak.
"Unboxing" i przejażdżka fake Range Roverem udowodniła, że nie wszystko, co lśni, jest... Range Roverem. To raczej zabawka niż prawdziwe auto, ale jeśli masz 16 tys. zł do wydania na coś absurdalnego, to czemu nie? Przynajmniej będziesz mieć coś, o czym można opowiadać na imprezach. Jeśli jednak potrzebujesz prawdziwego auta - oszczędzaj dalej.