Cyberpunka 2077 pożyczył mi kolega już jakiś czas temu i trochę zwlekałem, zanim włożyłem płytki do napędu konsoli. Ale kiedy już to zrobiłem, to przez półtora miesiąca w wolnych chwilach odpalałem właśnie grę CD Projekt Red. Recenzje najnowszych gier znajdziesz na stronie głównej gazety.pl, piszą je nasi koledzy z Nexta.
Wciągnąłem się. Historia V potrafi przykuć do ekranu, trafia się sporo znakomitych dialogów, polubiłem kilka postaci, nie znalazłem może pobocznego wątku na miarę Krwawego Barona z Wiedźmina 3, ale parę historii mnie szczerze zainteresowało, strzelanie sprawiało sporo satysfakcji, a miasto w wielu miejscach robiło piorunujące wrażenie. Podczas gry w Cyberpunka 2077 po prostu bawiłem się dobrze.
Oczywiście na Xboxie Series X nie jest to gra pozbawiona błędów, o których tak głośno było tuż po premierze. Glitchy zdarza się sporo. Jeśli jesteście niedzielnym graczem, to raczej bawią, a nie przeszkadzają w grze. To drobnostki. W panikę wpadłem tylko raz, kiedy niejaki Takemura pod koniec zadania zapowiedział, że do mnie zadzwoni dzień później. I nie dzwonił, a jego telefon był kluczowy dla wątku głównego, bo bez niego utknąłbym i nie mógł pchnąć go dalej. Na szczęście (a nieszczęście dla mojego V) podczas jednego z zadań pobocznych zginąłem. Gra się przeładowała, a Takemura magicznie sobie o mnie przypomniał.
Wszystko działa przyzwoicie do momentu, kiedy nie wsiądziemy za kierownicę jednego z wielu dostępnych w grze samochodów i się nie rozpędzimy. Wtedy na wierzch wychodzą wszystkie problemy Cyberpunka na konsolach. Nawet na jednej z dwóch najmocniejszych na rynku gra zaczyna się przycinać, jakość grafiki drastycznie spada, a my widzimy na bieżąco doczytujące się tekstury oraz pojawiające się obiekty. I to nie jest sporadyczny problem. Każda szybsza jazda właśnie tak wygląda.
Nie raz zdarzyło mi się wjechać w auto, które zmaterializowało się tuż przed maską... Nie pomaga też model jazdy, który (może jestem zbyt surowy, ponieważ grałem niedawno w Forzę Horizon 5) jest dość drewniany i w ogóle nie daje czucia samochodu. Choć możliwe, że byłoby znacznie lepiej, gdyby gra działała płynnie. Twórcy zapowiadają, że nadchodzący patch na konsole nowej generacji (PS5 i Xboxa Series X) znacznie poprawi działanie gry.
Może, jako fan samochodów i motoryzacji, mam skrzywione spojrzenie, ale to właśnie pojazdy, obok samego miasta, budowały mi ten niesamowity klimat Night City i okolic. Cyberpunk 2077 to nie gra samochodowa, a RPG akcji. Tak stworzyłem swoją postać, że oprócz dialogów głównie strzelałem, ale następną czynnością była jazda samochodem. Widać, że twórcy mieli właśnie taki zamysł. Przykłady?
Do pojazdów bardzo się przyłożono. Świetnie wpisują się w ten cyberpunkowy świat. Modele są ciekawe i szczegółowe, również we wnętrzu. Grę w ogóle promowano dwoma - autem V oraz Porsche 911 granego przez Keanu Reevsa Silverhanda.
Całą rozgrywkę stworzono tak, że do kolejnych punktów na mapie najłatwiej dostać się na kołach. Można oczywiście korzystać z punktów szybkiej podróży, ale odległości są na tyle małe, a miasto fascynujące, że najchętniej pokonywałem kolejne kilometry na motocyklu Jackiego. Mimo problemów gry. Gdyby tylko wszystko działało lepiej i płynniej... Prawdopodobnie w ogóle nie korzystałbym z teleportów.
Samochody znakomicie pasują też do opowiadania fabuły. Gry RPG to często długie dialogi, które postacie prowadzą, stojąc jak kołki albo powoli idąc. W Cyberpunku 2077 wykorzystano do tego właśnie auta. Dużo naturalniej wypada rozmowa, kiedy postać niezależna prowadzi i wiezie nas do celu, a przy okazji z nami rozmawia. Nasi towarzysze nie łamią ograniczeń prędkości - świat za oknem wygląda wtedy spektakularnie. Twórcy sprytnie pokazują nam jego wycinek przy niskiej prędkości (konsola nie ma wtedy problemów), a Night City potrafi przecież fragmentami zachwycić.
Za kółkiem trafia się też kilka naprawdę fajnie napisanych scen. Zdecydowanie najbardziej lubiłem rozmowy V z Panam. Są chyba najbardziej dynamiczne, pełne ciętych, często śmiesznych odzywek, no i z biegiem fabuły podczas tych przejażdżek w naturalny sposób zarysowywał się związek między V a nomadką. Genialnym motywem jest także mieszkający w naszej głowie Johny Silverhand, który czasem pojawia się na fotelu pasażera lub na tylnej kanapie, by minami i uwagami komentować nasze poczynania.
Naprawdę czekam na obiecane poprawki do gry. Twórcom nie uda się spełnić wszystkich obietnic, które złożyli przed premierą (i wielu nie zostawi na nich za to suchej nitki), ale to nie znaczy, że Cyberpunk 2077 nie stanie się znacznie lepszą grą. Już teraz bawiłem się dobrze, a bez problemów technicznych byłoby znacznie lepiej. CP2077 ma w sobie jeszcze sporo ukrytego potencjału dla każdego fana aut. Samochodówką nie będzie, ale i na konsolach może sprawić sporo frajdy z jazdy.
Na koniec gry mój garaż wyglądał tak. Tym którzy nie grali, wyjaśniam, że wszystkie auta dostałem przypadkiem w trakcie misji od postaci pobocznych. Ani jednego nie kupiłem czy nie znalazłem na mapie. Nie czułem potrzeby, skoro jeżdżenie działa tak jak działa.
Trzymam kciuki za RED-ów. Chcę wrócić do Night City, żeby więcej po nim pojeździć.