Więcej ciekawostek drogowych znajdziesz również w tekstach publikowanych w serwisie Gazeta.pl.
Droga wojewódzka kojarzy się z niezbyt szerokim, ale nadal asfaltem. Namalowanymi na nim pasami, a także serią znaków drogowych. W tym przypadku jest jednak inaczej. Bo pojazd porusza się niej po nawierzchni bitumicznej, a gruntowej. I znaki są tylko dwa. Ale za to okazują się złowrogie.
Najdłuższą gruntową drogą wojewódzką w Polsce jest fragment trasy DW 133 biegnącej przez Puszczę Notecką i łączącej Chełst z Sierakowem i Chrzypskiem Wielkim w województwie wielkopolskim. Trasa jest wyjątkowo malownicza. Została w końcu poprowadzona przez Puszczę Notecką. Aż 12-kilometrowy jej odcinek nie posiada nawierzchni asfaltowej. Pojazdy poruszają się tu po "ścieżce", w tym poprowadzonej przez tereny mocno piaszczyste.
Czemu fragment drogi wojewódzkiej nie otrzymał drogi asfaltowej? Może zadecydował o tym fakt, że trasa prowadzi przez puszczę, która zawiera zarówno park krajobrazowy, jak i rezerwaty przyrody. Nie chciano zatem kierować tu natężonego ruchu kołowego. A być może znaczenie ma to, że trasa dopiero na początku XXI wieku otrzymała status drogi wojewódzkiej. Wcześniej była traktowana jako droga lokalna.
O tym odcinku warto powiedzieć jeszcze jedno. Należy wyjaśnić, o co chodzi z dwoma złowrogimi znakami. Mowa konkretnie o oznaczeniu:
Do informacji zapisanej na znaku B-19 ustawionym przy DW 133 bez wątpienia warto się stosować. W przeciwnym razie kierowca może dostać 500 zł mandatu i 2 punkty karne. Jeżeli chodzi o tablicę informującą o wjeździe wyłącznie autem terenowym, nie ma ona charakteru znaku drogowego. To raczej lokalna informacja. Kluczowa, ale nie obowiązująca w stu procentach. W czasie dobrej pogody fragmentem trasy przejedzie bowiem każde auto. Problem pojawi się dopiero w czasie intensywnych opadów deszczu lub roztopów.