Na widok nowej kamery Prido i9 ucieszyłem się od razu po rozpakowaniu fabrycznego opakowania. Okazało się, że producent wbrew obecnej modzie zdecydował się na tradycyjny uchwyt do szyby. Innymi słowy, wybrał przyssawkę i komfortowe mocowanie magnetyczne (łatwiej przyczepić kamerę) zamiast uchwytu klejonego do szkła. To duża wygoda nie tylko dla testującego (zwykle co kilka tygodni sprawdzam kolejny sprzęt do auta), ale i użytkownika, który podróżuje nie tylko po kraju, ale i za granicą.
Nie jest tajemnicą, że w niektórych krajach Europy wideorejestratory samochodowe nie są mile widziane przez policję. Sprzęt zakazany jest m.in. w Austrii (lepiej o tym pamiętać podczas wyjazdu na narty), Luksemburgu, Portugalii czy w Szwajcarii. Dla świętego spokoju najlepiej zdemontować kamerę przed przekroczeniem granicy. Gdy masz urządzenie z przyssawką to dziecinnie proste (w Prido zostaje mała przyssawka na szybie, a kamerę bardzo wygodnie odpina się z mocowania na magnes). Gorzej w przypadku wersji przyklejanych (w niektórych nie ma przewidziano opcji zdjęcia kamery z uchwytu). Wówczas pozostaje odłączyć przewód zasilania i liczyć na to, że funkcjonariusz nie zwróci uwagi (i nie będzie miał pretekstu do zatrzymania).
Prido i9 mocuje się zatem łatwo i szybko, a w sytuacji, gdy trzeba zmienić położenie urządzenia demontaż nie sprawia żadnego problemu. Wideorejestrator jest na tyle mały, że łatwo schować go za lusterkiem. Przy montażu należy jedynie uważać na obracany moduł GPS, by nie uszkodzić go podczas instalacji. I to wszystko, na co należy zwrócić uwagę podczas montażu. Nawet laik powinien sobie szybko poradzić. Co ważne wideorejestrator jest gotowy do pracy od razu po wyjęciu z pudełka, gdyż konfiguracja to zaledwie kilka kliknięć w ekran dotykowy (świetna reakcja na dotknięcie palcem) lub w aplikacji smartfona (Prido i9 komunikuje się z programem w telefonie poprzez Wi-Fi). Cieszę się, że pomyślano o użytkownikach aut tylko z jednym wolnym gniazdem zapalniczki. Kamerę Prido i9 wyposażono bowiem w zasilacz z dwoma portami USB-A, więc w trakcie podróży mogłem zasilać nie tylko wideorejestrator (wbudowany tzw. superkondensator wystarczy na krótki czas pracy bez zasilania), ale też doładować np. telefon.
Producent chwali się wyposażeniem kamery w liczne funkcje. Podczas testu skupiłem się na pakiecie funkcji ADAS, czyli układów asystujących kierowcę. To jeden z tych gadżetów, który bywa bardzo przydatny. Zdziwiłem się, że w przeciwieństwie do konkurencji Prido nie wymaga dokładnej konfiguracji (centrowanie sensora w pionie i poziomie). Okazuje się, że nie miało to szczególnego wpływu na działanie poszczególnych funkcji ADAS.
Najbardziej przydatne są ostrzeżenia w korku (gdy przeoczymy, że auto stojące przed nami zdążyło już ruszyć) oraz ryzyka kolizji z poprzedzającym pojazdem. Układ okazał się na tyle czuły, że alarmował także w sytuacji, gdy inne auto po zakończeniu wyprzedzania zjechało na mój pas. Bywało, że Prido wszczynało także alarm, gdy z bezpiecznym odstępem mijałem pojazdy znajdujące się na sąsiednim pasie ruchu.
Ciekawym rozwiązaniem jest funkcja przypominania o włączeniu świateł. Kamera zwykle dobrze rozpoznawała sytuacje, gdy celowo wyłączyłem na chwilę światła mijania. Niestety zdarzały się także błędy podczas jazdy po zmierzchu przy oświetleniu ulicznym. Wówczas łatwo było o błędne odczyty i aktywację przypomnienia o włączeniu świateł.
Tradycyjnie najmniej przydatnym jest asystent pasa ruchu, który reaguje przy każdej zmianie pasa ruchu bez względu na to czy używasz kierunkowskazu, czy też nie sygnalizujesz manewru. Na szczęście można go wyłączyć i tak też zrobiłem po kilku dniach jazd testowych.
A jak prezentuje się kamera Prido i9 pod względem jakości nagrywanych filmów? Producent obiecuje bowiem sporo, czyli świetny sensor optyczny Sony i tzw. kinową rozdzielczość 4K (3840x2160 i 30 klatek na sekundę). Warto jednak rozważyć obniżenie rozdzielczości do standardowego Full HD 1080p zyskując na liczbie kadrów, by poprawić płynność obrazu (Prido deklaruje 120 fps). W teście sprawdziłem wideorejestrator w fabrycznie ustawionym trybie 4K.
Nagrania zarejestrowane za dnia są znakomite. Bez trudu odczytasz tablice rejestracyjne mijanych samochodów. Aktywny tryb WDR działa na tyle dobrze, że rzadko kiedy występuje wyraźny problemem z czytelnością obrazu (granica światło i cień przy silnym słonecznym oświetleniu). Ma jednak swoje ograniczenia, o czym najłatwiej się przekonać, gdy silne światło słoneczne odbija się od tablicy rejestracyjnej mijanego auta albo silne słońce niemal oślepia obiektyw (wówczas i tak jest zaskakująco dobrze w porównaniu z innymi kamerami).
Szanse na odczytanie tablic rejestracyjnych w nocy (jasność obrazu jest przeciętna) są wyraźnie niższe (ciekawe, dlaczego producent nie podaje danych o wartości przysłony). Im niższa prędkość przejazdu, tym łatwiej zobaczyć numery. Najłatwiej rozpoznać tablice mijanych zaparkowanych pojazdów. Niestety Prido tak jak niemal wszystkie kamery na rynku boryka się z problemem silnego światła odbitego od tablicy rejestracyjnej. Gdy zatem stoisz w korku i masz włączone światła LED czy ksenony to wówczas tablica auta przed tobą będzie widoczna jaka biała plama. Silne światło odbite od powierzchni tablicy to duże wyzwanie dla obiektywu.
Prido i9 nie jest tanie (999 zł), ale jest warte uwagi. Pod względem możliwości to dobra inwestycja, gdyż porządnie wykonany sprzęt jest przygotowany do współpracy z opcjonalną tylną kamerą czy modułem zasilania do trybu parkingowego oraz smartfonem poprzez pokładowe Wi-Fi. Trudno przecenić funkcje asystentów kierowcy jak wsparcie jazdy w korku, czy ostrzeżenia przed ryzykiem kolizji. Jakość nagrań (szczególnie dziennych) jest na wysokim poziomie. Pod względem nocnych filmów Prido ma jednak jeszcze, nad czym popracować (przy cenie niemal tysiąca złotych można wymagać nieco więcej). Niewykluczone, że wystarczy aktualizacja oprogramowania jak w przypadku innych firm, by zyskać na jakości. Kamerę udostępniła do testu firma Prido. Firma nie miała wglądu i wpływu na treść przygotowanej publikacji.