"Flota cieni" Putina i problem Gdyni. Porzucony tankowiec utknął w Polsce

Kiedy zachodnie kraje nakładały sankcje na Rosję po jej agresji na Ukrainę, miały jeden cel: osłabić finansowanie wojny poprzez ograniczenie eksportu rosyjskiej ropy i gazu. Paradoksalnie jednak to właśnie zachodni armatorzy, szukając okazji do zysków, pomogli Kremlowi rozwinąć tak zwaną "flotę cieni" - sieć tankowców umożliwiających Moskwie obchodzenie restrykcji i kontynuowanie sprzedaży surowców.

Firmy żeglugowe z 21 krajów, które same nałożyły sankcje na Rosję, sprzedały jej stare tankowce za łączną sumę przekraczającą 6 miliardów dolarów - poinformował dziennik Rzaczpospolita. Statki, które normalnie trafiłyby na złom, stały się nagle cennym towarem, bo pozwalały na transport surowców poza kontrolą sankcji. W transakcjach prym wiedli armatorzy z Grecji, którzy sprzedali Rosji aż 127 tankowców. Na liście znalazły się także firmy z Wielkiej Brytanii (22 statki), Niemiec (11 statków), Norwegii (8 statków) oraz Belgii.

Pośrednicy z krajów takich jak Wietnam, Hongkong czy Indie rejestrowali tankowce pod egzotycznymi banderami, a następnie włączali je do rosyjskiej sieci transportowej. Efekt? Setki statków wciąż przewożą miliony baryłek ropy, dostarczając Putinowi miliardy na finansowanie wojny. Co więcej, sami armatorzy nie poczuwają się do odpowiedzialności. „Nie wiemy, co dzieje się z tankowcami po sprzedaży" – stwierdziła rzeczniczka belgijskiej firmy CMB.Tech, która sprzedała 5 tankowców wykorzystywanych później do transportu rosyjskiej ropy.

Zobacz wideo

Khatanga - symbol porzuconej floty i problem portu w Gdyni

Problem "floty cieni" nie kończy się na ułatwianiu obchodzenia sankcji. Niektóre z tych starych jednostek okazują się nie tylko politycznym, ale i ekologicznym zagrożeniem. Przykładem jest rosyjski tankowiec Khatanga, który od 2017 roku zalega w Porcie Gdynia. Statek został zatrzymany z powodu złego stanu technicznego i nigdy nie przeszedł wymaganych napraw.

Jego właściciel, Murmansk Shipping Company, upadł w 2020 roku, pozostawiając statek w prawnej próżni. Polskie władze nie mogą go ani usunąć, ani przejąć bez odpowiednich procedur prawnych, które komplikują kwestie międzynarodowe. Tymczasem statek dwukrotnie zrywał się z cum, wzbudzając obawy o jego stan techniczny oraz potencjalne zagrożenie ekologiczne.

Polskie służby zaczęły przyglądać się jednostce, podejrzewając, że może ona być wykorzystywana do rosyjskiego nasłuchu wywiadowczego. Problemem pozostaje jednak fakt, że dostęp do statku wymaga zgody syndyka masy upadłościowej, który nie reaguje na wezwania Portu Gdynia. Rozważane jest przejęcie tankowca w ramach spłaty zaległych opłat portowych, ale proces ten wymaga skomplikowanych działań prawnych.

Zachodni zysk, wschodni problem

Historia Khatangi to nieodosobniony przypadek. Porzucone tankowce z floty cieni stają się problemem także w innych portach na świecie. W samej Rosji, według danych fińskiego Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CSE), koszt utrzymania tych jednostek stale rośnie, co zmniejsza dochody Kremla z handlu ropą. W ostatnich miesiącach kilka krajów, takich jak Panama i Barbados, zaczęło odbierać bandery tankowcom przewożącym rosyjską ropę, co może dodatkowo utrudnić ich działalność.

Zachodnie firmy żeglugowe, mimo oficjalnych sankcji, wciąż czerpią zyski z rynku wtórnego tankowców. Ceny starych jednostek wzrosły kilkukrotnie od początku wojny, a Grecja pozostaje kluczowym graczem w tej branży, sprzedając Rosji więcej statków niż jakikolwiek inny kraj. Tymczasem porty, takie jak Gdynia, muszą mierzyć się z porzuconymi jednostkami, które stanowią zarówno wyzwanie prawne, jak i zagrożenie ekologiczne.

Więcej o: