Łukasz Krupski, polski mechanik pracował przez kilka lat w norweskim serwisie Tesli, twierdzi, że firma nie dba o swoich pracowników, a otwartość w prowadzeniu działalności amerykańskiego producenta to tylko mrzonki. Polak twierdzi, że firma kompletnie nie dba nie tylko o bezpieczeństwo pracowników, ale także źle zabezpiecza ich dane osobowe, informacje o strategicznych projektach, a nawet poufne informacje na temat samego Elona Muska. Dowodem na potwierdzenie tych zarzutów jest 100 GB wewnętrznych danych Tesli, które Polak zdobył i przekazał dziennikowi Handelsblatt.
Tesla z jednej strony mówi o kradzieży danych przez Polaka, ale z drugiej strony nie komentuje zarzutów Krupskiego, a te są bardzo poważne. Z informacji podanych przez Handelsblatt dochodzenie prowadzi obecnie kilka europejskich organów ochrony danych i kilku prokuratorów federalnych w USA.
Krupski ostatnio pracował w centrum serwisowym Tesli w Norwegii. Prace rozpoczął tam w listopadzie 2018 roku i od razu miał zauważyć, że firma jest źle zorganizowana. Nie dostał nawet kombinezonu ochronnego, nikt nie prał ubrań roboczych, a cześć pracowników miało czekać miesiąc na swój komputer niezbędny do pracy.
Polak wspomina w rozmowie z mediami, że w 2019 roku, kiedy na norweski rynek wchodziła Tesla Model 3, on i jego koledzy musieli w gotowych samochodach wymieniać reflektory, bo początkowo były niekompatybilne z europejskim rynkiem, a producent chciał pobić rekord sprzedaży.
To jednak nic w porównaniu z wypadkiem, jaki przytrafił się w serwisie. Pewnego dnia wybuchł i zapalił się booster do rozruchu aut. Okazało się, że w warsztacie nie ma gaśnic, więc pracownicy musieli gasić pożar swoimi butami ubraniami. Podczas tej akcji Polak doznał poparzeń. Jak się później okazało w urządzeniu, które eksplodowało, brakowało bezpiecznika.
Od pochwały do programu szpiegującego
Za szybką reakcję i uratowanie serwisu przed spaleniem Krupski został ponoć pochwalony przez samego Elona Muska. Mając kontakt do niego, polski mechanik postanowił podzielić się z nim swoimi uwagami na temat złej organizacji pracy, wysyłając mu listę problemów. Jak twierdzi Krupski, faktycznie jedna z nich została wprowadzona jeszcze tego samego dnia, ale resztę przemilczano.
Niewygodny mail okazała się początkiem problemów Polaka w pracy. Jak się okazało, jego norwescy przełożeni zażądali wglądu do jego maili, które ponoć wpędziły ich w kłopoty. Krupski wtedy zorientował się, że firma funkcjonuje zupełni odwrotnie, niż deklaruje.
Po kolejnym zgłoszeniu problemu, czyli zbyt słabych stołach do demontażu baterii (ich wytrzymałość wynosiła 500 kg, a najlżejsze akumulatory do Tesli S ważyły 535 kg), na jego komputerze pojawił się program szpiegujący, a mechanik zorientował się, że jego pracodawcy szukają pretekstu do jego zwolnienia. Polaka przeniesiono też wtedy do działu Sprzedaży i Dostaw, gdzie miał zajmować się elektroniką samochodów.
Krupski jednak nie dawał za wygraną i złożył skargę do działu HR. Zgłosił chęć rozmowy o "niebezpiecznych warunkach pracy" w centrum serwisowym Tesli. Po kilku dniach, zamiast spotkania usłyszał, że firma chce go zwolnić. Z informacji podanych przez Handelsblatt wynika, że jego przełożony powiedział mu, że zbyt dużo czasu poświęcał sprawdzaniu, czy wszystko jest w porządku.
We wrześniu 2020 roku Krupski zaczął zbierać dowody na to, jak działa firma i jak go traktuje. Wtedy odkrył, że ma dostęp do systemu ERP (WARP) oraz Jira, mechanizmu zarządzania projektami stosowanego przez Teslę. W ten sposób zdobył, m.in. numery i adresy 100 tys. pracowników, co było początkiem akcji Tesla Files, dane o modelu Cybertruck czy informacje o wydatkach Elona Muska na prywatną firmę ochroniarską. Zebrane dane trafiły potem w listopadzie 2022 roku do dziennika Handelsblatt.
Po pierwszej publikacji, przeszukano jego dom, a amerykańskie organy ścigania wszczęły śledztwo przeciwko Polakowi. Tesla nie chce komentować całej sprawy.
Źródło: Handelsblatt