Z wizerunkiem amerykańskiej marki samochodów elektrycznych Tesli dzieje się coś dziwnego. Mówiąc dosadnie: leci na łeb na szyję. Ma to ewidentny związek z zaangażowaniem się w politykę szefa tej firmy Elona Muska i szeregiem jego kontrowersyjnych wystąpień publicznych oraz wpisów w sieci społecznościowej X należącej do najbogatszego ziemianina. Już nawet zwolennikom republikanów przestaje się podobać to, że Musk zachowuje się na politycznych salonach jak słoń w składzie porcelany.
W miniony weekend tysiące ludzi protestowały przeciwko decyzjom podejmowanym przez administrację USA pod wpływem nowego urzędu DOGE pod kuratelą Muska. Amerykanie robili to w Arizonie, na Manhattanie i w Bostonie. Członek Partii Republikańskiej Jay Obernolte został wybuczany na wiecu przez własnych wyborców. Ludzie wyrażają sprzeciw nie tylko w całych Stanach Zjednoczonych, ale innych miejscach na świecie. Nieznani sprawcy spalili punkt sprzedaży Tesli we Francji wraz z autami stojącymi na parkingu. W Littleton w stanie Massachusetts niczym pochodnie płonęły ładowarki Supercharger.
Do organizowania spontanicznych protestów namawiają twórcy strony internetowej Teslatadown.com, która wygląda bardzo profesjonalnie. Nie ma wątpliwości, że te społeczne protesty mają polityczne podłoże, bo nikt tego nie ukrywa. Jej twórcy zachęcają do wyrażenia sprzeciwu i oferują instrukcję, jak to zrobić. Oczywiście nie namawiają do podpalania salonów sprzedaży, ale do pozbycia się posiadanych aut oraz akcji firmy Elona Muska już tak. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Kurs spółki TSLA na nowojorskiej giełdzie pikuje od 17 stycznia br., chociaż wciąż nie osiągnął poziomu około 214 dolarów sprzed wygrania prezydenckich wyborów przez Donalda Trumpa. Wcześniej do 23 października 2024 r. był w dołku, po ogłoszeniu wyników wystrzelił do 480 dolarów, a teraz sukcesywnie spada. 5 marca 2025 r. za akcję Tesli trzeba było zapłacić około 274 dolary. W jakim punkcie się zatrzyma?
Równolegle do kursu spółki spada sprzedaż elektrycznych samochodów amerykańskiej marki. Wiele osób twierdzi, że to nie efekt politycznego zaangażowania Elona Muska, tylko zmiany generacyjnej najpopularniejszego Modelu Y, rozczarowujących wyników z 2024 roku i nieciekawych planów na najbliższą przyszłość. Niektórzy bagatelizują tę sytuację, mówiąc, że protesty wkrótce wygasną, a sprzedaż wróci do dawnego poziomu. Poza tym przecież chodzi tylko o wizerunek, a samochody są tak samo dobre jak wcześniej. Problem w tym, że to właśnie na wizerunku Tesla zbudowała swoją potęgę w przeszłości.
Pierwszy model Tesla Roadster sprzedawał się nie dlatego, że był ekologiczny i nowoczesny, ale z powodu świetnego przyspieszenia i popularności wśród celebrytów. To pomogło później w sprzedaży wolumenowego Modelu S tej firmy. Elon Musk nie był założycielem firmy z Kalifornii, ale kiedy w nią zainwestował własne pieniądze, szybko zaczął grać ważną rolę i skutecznie zadbał o to, żeby Tesla była modna. Potem ta maszyna marketingowa ruszyła jak lawina i aż do teraz była nie do zatrzymania.
Do niedawna Tesle zawsze były sexy, stanowiły nie tylko dowód postępu i osiągów, ale też otwartego światopoglądu i dążeń ekologicznych. Dlatego pokochali je Kalifornijczycy oraz demokraci w całych Stanach Zjednoczonych, a nie z powodu przodujących rozwiązań technologicznych, bezkonkurencyjnej wydajności, czy znakomitych osiągów. Tesla zawdzięcza swój sukces nie klientom, tylko wyznawcom i jak każda religia będzie mieć poważny problem, kiedy ci się od niej odwrócą. Na razie Elon Musk robi dobrą minę do złej gry i mówi, że jeśli jego poglądy mają oznaczać spadek zysków, niech tak będzie. Jeżeli jego ukochana firma wkrótce nie zatrzyma się w szalonej jeździe po równi pochyłej, nadejdzie czas wyboru: biznes albo polityka. Wtedy się okaże, co jest dla niego ważniejsze.