Szkoci niepotrzebnie jeździli Teslą w deszczu. Teraz muszą zapłacić 90 tys. zł za nową baterię

Para Szkotów usłyszała od doradcy serwisowego Tesli nieprzyjemną wiadomość. Ponieważ jeździli swoim Modelem Y w czasie intensywnych opadów, wilgoć dostała się do baterii. Wymiana kosztuje ponad 17 tys. funtów.

Koszt wymiany zespołu akumulatorów trakcyjnych w Tesli Model Y po zastosowanej zniżce (!) dla szkockich klientów wyniósł 17 374 funty brytyjskie, czyli w przeliczeniu ponad 88 tys. zł. Baterie są najdroższym elementem samochodów elektrycznych, więc kwota dziwi mniej, niż chęć obarczenia nią klientów, którzy twierdzą, że nie zrobili nic złego, tylko jeździli swoim autem w czasie deszczu. To zła wiadomość dla wszystkich Brytyjczyków i nie tylko dla nich.

Zobacz wideo Goodwood Festival of Speed - wizyta na jednej z najlepszych imprez motoryzacyjnych na świecie [AUTOPROMOCJA]

Więcej wiadomości na temat samochodów elektrycznych znajdziesz na stronie Gazeta.pl

Cała historia brzmi nieco absurdalnie. Johnny Bacigalupo i Rob Hussey są tak zdegustowani diagnozą serwisu Tesli, że postanowili się podzielić nią z całym światem. Pewnego październikowego dnia para wybrała się swoim autem na obiad do Edynburga. Na miejsce jechało im się całkiem nieźle. Gorzej z powrotem, bo Tesla odmówiła posłuszeństwa.

Zadzwonili na infolinię, a potem czekali prawie pięć godzin na lawetę. Pierwsza w ogóle nie przyjechała, ale po kilku kolejnych irytujących rozmowach znalazła się firma odpowiedzialna za dostarczanie zepsutych Tesli do centrum serwisowego. Holownik dotarł na miejsce o godzinie pierwszej w nocy. Już właściciele wtedy byli zniesmaczeni poziomem obsługi klienta, ale najgorsze miało dopiero nadejść.

Najpierw jednak zadzwonili poskarżyć się na niski poziom obsługi. Wkrótce później dowiedzieli się, że w samochodzie uległa uszkodzeniu bateria. Przez teoretycznie hermetyczną obudowę do środka przeniknęła woda i "niestety to nie jest objęte 8-letnią gwarancją producenta". Obaj mężczyźni byli w szoku kiedy usłyszeli, że koszt wymiany to prawie 17,5 tys. funtów. Byli przygotowani na 20-krotnie niższy wydatek. Teraz nie wiedzą, co robić.

Skontaktowali się z menedżerem salonu Tesli w Edynburgu. Ten powiedział im, że to z powodu fatalnej pogody panującej w Szkocji w ostatnich dniach, i że czasem tak się zdarza z samochodami elektrycznymi różnych marek. Przecież intensywne deszcze nie są niczym niecodziennym w wielu zakątkach Europy. Nie tylko na terenie Szkocji, ale i w wielu innych miejscach, włączając w to Polskę, która jesienią rzadko ma przysłowiowy złoty kolor. Częściej jest szara i mokra. Czy to znaczy, że wówczas nie można wyprowadzać Tesli w garażu?

To oraz wiele innych pytań zadają sobie obaj brytyjscy panowie, którzy mieli pecha, bo akurat padało. Przede wszystkim kwestionują swoją decyzję dotyczącą zakupu elektrycznego crossovera firmy Elona Muska. Zaskoczeni powodem awarii, ceną naprawy i poziomem obsługi, teraz pewnie wybraliby auto innej marki.

Nie wiadomo, jakie będzie rozstrzygnięcie sprawy szkockiej Tesli, ale od początku brzmi nieco dziwnie. Woda po prostu nie powinna przedostać się do ogniw zasilających elektryczny silnik, jeśli obudowa była prawidłowo skonstruowana, a samochód używany zgodnie z zasadami zdrowego rozsądku. Niestety znamy tylko wersję jednej — poszkodowanej strony. Przedstawiciele medialni amerykańskiej marki milczą, przede wszystkim dlatego, że nie istnieją. Już kilka lat temu Musk zrezygnował z usług PR-owców. W materiale wykorzystano zdjęcia producenta.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.