To duży sukces amerykańskiego producenta samochodów elektrycznych, bo osiągnięcie założonego celu wydawało się niemożliwe jeszcze w trzecim kwartale 2020 roku, który również był rekordowy. Od lipca do września firma Elona Muska wyprodukowała ponad 145 tys. samochodów. Żeby osiągnąć poziom pół miliona w 2020 roku, musiała w ostatnim kwartale zwiększyć ją o kolejne 35 tys. aut.
W zależności od tego, jaką liczbę brać pod uwagę, obietnicę udało się zrealizować z nawiązką albo minimalnie z nią minąć. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że podane liczby nie są jeszcze ostatecznie. Firma wyprodukowała w czwartym kwartale 2020 roku 179 757 aut i sprzedała 180 570 sztuk.
Oznacza to, że w całym 2020 roku z fabryk wyjechało 509 737 egzemplarzy Tesli, a klientów znalazło 499 550 sztuk. Mniejsza z obietnicą. To oznacza ogromny wzrost względem poprzedniego roku (około 367 500 sztuk w 2019 r., o 50 proc więcej niż w 2018 r.) oraz imponujący wynik zwłaszcza, że osiągnięty w środku globalnego kryzysu gospodarczego.
Z pewnością wymagał heroicznych wysiłków pracowników wszystkich trzech fabryk amerykańskiego producenta - w stanach USA: Newada, Nowy Jork oraz w Chinach - bo o popyt raczej Tesla na razie się nie musi martwić.
Przytłaczająca większość wyprodukowanych i sprzedanych samochodów to najnowsze i najtańsze modele 3 oraz Y. W 2020 roku Tesla wyprodukowała 454 932 egzemplarzy Modelu 3 i Modelu Y, co stanowi około 89 proc. wszystkich wytworzonych w tym roku aut. Produkcja flagowego Modelu S i dużego SUV-a Model X z "sokolimi" drzwiami łącznie to w całym 2020 roku tylko 54 805 sztuk.
Od razu rodzi się pytanie, czy tak radykalne zwiększenie tempa produkcji nie odbiło się negatywnie na jakości wykonania samochodów z ostatniego kwartału. To i tak najsłabsza strona samochodów Tesli. Niektóre egzemplarze gubią w deszczu zderzaki albo tracą przeszklone dachy. Znane są również przypadki nieprzekręconych elementów wnętrza, włącznie z tylną kanapą i mocowaniami pasów bezpieczeństwa.
Wady wynikające z pośpiesznego wdrażania procesu produkcji, błędów projektowych i niedostatecznej kontroli jakości są rekompensowane przez nowoczesne technologie i seksowny wizerunek. Przynajmniej zdaniem klientów, bo na ich brak Tesla nie może narzekać. Technologiczne zaawansowanie produktów amerykańskiego startupu potwierdziła analityczna szwajcarska firma UBS Group, pracująca m.in. dla nowojorskiej giełdy.
Zdaniem specjalistów Tesla wciąż jest liderem technologicznym w kwestii zasilania i napędów elektrycznych. Według firmy UBS realny postęp i walka o przywództwo na rynku samochodów elektrycznych zależy głównie od zaawansowania i wydajności akumulatorów trakcyjnych.
Pod tym względem Tesla wciąż jest niedościgniona. Amerykańskie auta mają największy zasięg, a akumulatory największą grawimetryczną pojemność (stosunek masy do ilości energii). Jednak podobno jej przewaga się zmniejsza, a największą wadą Tesli według analityków UBS jest duży stopień uzależnienia od zewnętrznych dostawców: CATL, LG Chem i Panasonika.
Podobno najmniejszą stratę technologiczną do Tesli mają nowe samochody elektryczne Volkswagena. Przynajmniej takie wnioski wyciągnęli technicy UBS po demontażu i ocenie komponentów aut siedmiu różnych producentów.
Należy jednak pamiętać, że Tesla jeszcze nie wdrożyła swojego największego wynalazku z 2020 roku - nowych akumulatorów 4860, które mają być o wiele wydajniejsze i w znacznym stopniu wytwarzane samodzielnie przez firmę Elona Muska.
W świetle aktualnego tempa wzrostu produkcji obietnica szefa Tesli o sprzedawaniu 20 milionów aut rocznie w 2030 roku wydaje się trochę mniej absurdalna, niż gdy ją składał we wrześniu 2020 roku. Właśnie powstają kolejne dwie gigafabryki - w Teksasie oraz pod Berlinem. Ile ich będzie w 2030 roku? Słowa Muska wciąż brzmią mało realnie, ale jeśli Tesla spóźni się o kilka miesięcy, a jej szef znów pomyli o kilka tysięcy sztuk, z pewnością nikt mu nie będzie tego wypominał.