Europa może poszczycić się najbezpieczniejszymi drogami na świecie. Dzięki większej świadomości społecznej i rozwojowi technologicznemu w latach 2001–2017 liczba śmiertelnych ofiar wypadków drogowych w Europie zmniejszyła się aż o 57,5 proc.
Nie oznacza to jednak, że problem śmierci na drodze całkowicie przestał istnieć. Według danych Parlamentu Europejskiego, w 2017 roku na drogach zginęło 25 tys. osób, a 135 tys. zostało ciężko rannych.
Największy odsetek śmiertelnych wypadków to te komunikacyjne (46 proc.), w których giną przeważnie kierowcy i pasażerowie. 21 proc. wszystkich zabitych na drogach to piesi, 14 proc. motocykliści, 8 proc. rowerzyści i 3 proc. motorowerzyści. Warto też dodać, że najbardziej zagrożoną grupą są osoby od 25 do 49 roku życia (35 proc.).
Następnie ludzie z przedziału wiekowego +65 lat (27 proc.), 50-64 lat (20 proc.) oraz Ci poniżej 25 lat (18 proc.). Co ciekawe, największy odsetek śmiertelnych wypadków zdarza się na drogach wiejskich (międzymiastowych) – 55 proc. i miejskich (37 proc.). Najbezpieczniej jest na autostradach, które mają 8 proc. udział w wypadkach śmiertelnych.
Unia Europejska robi co wiele, aby odsetek wypadków, w których ludzie ponoszą śmierć był jak najmniejszy. Przykładem takich działań może być wprowadzenie przepisów wymuszających na producentach stosowanie seryjnie takich systemów jak: inteligentne dostosowanie prędkości, systemy ostrzegania o spadku poziomu uwagi kierowcy i awaryjny system hamowania. Jest to pokłosie faktu, że 95 proc. wszystkich wypadków drogowych jest wynikiem błędu ludzkiego.
Wprowadzanie przez producentów pojazdów coraz bardziej zaawansowanych technologii i systemów wspomagających kierowcę jest niewątpliwie dobrym kierunkiem działań. W końcu, skoro to ludzie popełniają najwięcej błędów, logicznym posunięciem jest zwiększanie udziału systemów wspomagających na rzecz poprawy bezpieczeństwa.
W tym wszystkim trzeba jednak zwrócić uwagę jeszcze na jedną kwestię – elektromobilność. Na Starym Kontynencie samochody elektryczne zaczynają stanowić coraz większy udział w rynkach. Docelowo mają one być jedną z technologii, która zastąpi auta wyposażone w silniki konwencjonalne. Tym samym, to one staną się kolejnym wyznacznikiem działań na rzecz poprawy bezpieczeństwa.
Samochody elektryczne są w Polsce stosunkowo nowym, a do tego dynamicznie ewoluującym zjawiskiem – dopiero najbliższe lata pozwolą na ich szerszą ocenę w kontekście bezpieczeństwa na drodze. Niemniej jednak już sama konstrukcja elektrycznych pojazdów świadczy o pozytywnym wpływie na kwestie bezpieczeństwa. Baterie, na przykład, zlokalizowane są najczęściej w podłodze samochodu, więc stanowią dodatkową barierę w trakcie zdarzenia drogowego. Podobnie obniżony środek ciężkości redukuje ryzyko przewrócenia auta podczas kolizji. Autami elektrycznymi obecnie jeździmy też zazwyczaj wolniej z uwagi na rozwijającą się dopiero infrastrukturę stacji ładowania.
– komentuje Jakub Góralczyk, PR Manager marki Seat.
Problem ten dotyczy przede wszystkim podróży międzymiastowej. Ze względu na średnio rozwiniętą sieć stacji ładowania, użytkownicy muszą wybierać, czy chcą szybciej dojechać do celu, ale mieć na uwadze, że może zabraknąć im prądu po drodze albo jechać wolniej, ale bez obaw.
Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że przy obecnie dostępnych autach elektrycznych optymalna prędkość przemieszczania się między miastami to 90-120 km/h. Tym samym problem nadmiernej prędkości, który w Polsce jest jednym z kluczowych, nagle znika. Wykorzystanie auta elektrycznego zmusza użytkownika do zmiany podejścia i nauczenia się nowych nawyków, które wraz z rozwojem sieci stacji tankowania pojazdów, jak też samych aut z silnikami konwencjonalnymi, zaczął zanikać.
Niepełna, choć stale rozbudowywana infrastruktura ładowania, czas potrzebny na uzupełnienie energii oraz jej wysokie zużycie, zwłaszcza podczas podróży z prędkościami autostradowymi, niejako wymuszają na użytkownikach pojazdów elektrycznych wolniejszą jazdę. Spokojniejsza jazda ma wymiar ekonomiczny, ponieważ zwiększa zasięg. Przekłada się także na bezpieczeństwo w ruchu drogowym, bo wolniej znaczy bezpieczniej. Z wyliczeń Polskiego Obserwatorium Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ITS wynika, że 1 procentowa zmiana w średniej rzeczywistej prędkości jazdy (przy założeniu, że wszystkie inne czynniki pozostają bez zmian) prowadzi do 4 proc. wzrostu wskaźnika wypadków śmiertelnych, 3 proc. wzrostu wskaźnika ciężkości wypadków oraz 2 proc. wzrostu liczby wypadków drogowych.
– komentuje Mikołaj Krupiński, Rzecznik Prasowy Instytutu Transportu Samochodowego.
Kolejną kwestią jest wyposażenie aut zasilanych z gniazdka. Większość z nich posiada już system wspomagające kierowcę np. aktywne tempomaty, asystenta pasa ruchu, awaryjne hamowanie automatyczne, asystenta martwego pola, asystenta rozpoznawania zmęczenia czy choćby automatyczne włączanie świateł. To wszystko wpływa na poprawę bezpieczeństwa ruchu, a co więcej czuwa nad naszym zachowaniem na drodze, co przekłada się też na płynność jazdy.
Z naszej perspektywy wprowadzanie aut elektrycznych będzie miało wpływ na wzrost bezpieczeństwa na drogach. Po pierwsze, w naszych samochodach elektrycznych znaleźć będzie można szereg nowych technologii, znacząco podnoszących komfort i bezpieczeństwo podróży. Pod drugie, specyficzna konstrukcja platformy MEB, zaprojektowanej przez nas specjalnie z myślą o samochodach elektrycznych oraz zamontowane pod podłogą baterie, znacznie zwiększają bezpieczeństwo kierowcy i pasażerów m.in. w razie zderzenia bocznego. Mocna, wszechstronna rama chroni system akumulatorów przed uszkodzeniem w przypadku zderzenia, a akumulator jest również odłączony od zasilania, jeśli pojazd uczestniczy w poważnym wypadku.
– komentuje Hubert Niedzielski, Kierownik PR marki Volkswagen.
Wraz z autami elektrycznymi zmienia się też podejście do planowania podróży. Jest to o wiele większe wyzwanie niż tylko wyznaczenie celu końcowego. W tym przypadku trzeba wiedzieć, gdzie naładować akumulator, a przy okazji odpocząć.
Paradoksalnie, choć podróż się wydłuża to jednak staje się bezpieczniejsza. Wszystko za sprawą infrastruktury sieci ładowania oraz czasu ładowania. Większość producentów zakłada, że łądowanie baterii do 80 proc. zajmie ok. 30 min – przynajmniej przy akumulatorach o pojemności 50 KWh. Realia pokazują jednak, że czasami może to trwać nieco dłużej. Natomiast jeżeli ktoś chce zatankować do „pełna” to musi uzbroić się w cierpliwość. Może to zająć ponad 40 minut albo i więcej.