Amerykański serwis iSeeCars przygotował ranking deprecjacji popularnych modeli aut. I co ciekawe, dotyczy on utraty wartości po pierwszym roku eksploatacji. Wyniki? Te bywają momentami naprawdę zaskakujące. Bo okazuje się, że np. właściciel kii rio po 12 miesiącach użytkowania straci 3100 razy mniej od właściciela elektrycznego mercedesa.
Bezapelacyjnym liderem zestawienia iSeeCars jest mercedes EQS. Bez gwiazdy nie ma jazdy? Być może i tak. Tyle że ta jazda jest wyjątkowo droga. Roczna eksploatacja limuzyny segmentu F zasilanej prądem oznacza dla właściciela stratę wynoszącą... 65 143 dolary. To daje blisko 260 tys. zł, czyli cenę fabrycznie nowego, spalinowego mercedesa GLC coupe. Niemiecki sedan przez rok straci 47,8 proc. wartości początkowej. A to liczba wprost porażająca. Choć i miejsce drugie zestawienia nie wypada najlepiej. Należy ono do Nissana Leaf.
Japoński, elektryczny kompakt przez 365 jazdy straci na wartości 45,7 proc. Tyle że w tym przypadku przekłada się to na kwotę wynoszącą 15 786 dolarów (czyli 62,5 tys. zł). Kolejny wyróżniającym się modelem jest... kolejny mercedes. Tym razem mowa o klasie S. Choć ta znalazła się dopiero na 10. miejscu zestawienia, z utratą wartości na poziomie 31,5 proc. oznacza dla właściciela "wyparowanie" 45 781 dolarów (czyli 181,2 tys. zł).
W pierwszej dziesiątce modeli z największą utratą wartości w pierwszym roku eksploatacji generalnie elektryki mają mocną reprezentację. To im przypadło aż 5 lokat. Sporym rekordzistą jest także Alfa Romeo i... Nissan. Alfa wprowadziła na listę aż dwa modele. Mowa o czwartej giulii oraz ósmym stelvio. Dwójkę ma także japońska marka – mowa o drugim leafie i dziewiątym murano.
Listę rekordzistów już mamy. Przestawmy zatem rozważania na przeciwny biegun. Jakie modele mogą się pochwalić najniższą utratą wartości? Jest tu kilka oczywistych oczywistości, ale i kilka zaskoczeń. Bo warto zwrócić uwagę m.in. na: