Niemiecki tuner jako pierwszy zabrał się za przeróbki Californii . Nazwa tego coupe-cabrio nawiązuje zarówno do klasycznego przodka - 250 GT California z lat 50., jak i amerykańskiego stanu, znanego z przywiązania do ekologicznych restrykcji. Komfortowy na co dzień, nowy model bierze na celownik właśnie klientelę zza oceanu. Lukę dla amatorów ostrej jazdy ma wypełnić następca F430 . Bardziej bezkompromisowy i narowisty, będzie zbliżony charakterem do obecnej 430 Scuderii.
Ekipa z Edo na pierwszy rzut oka nie zmieniła w Californii niczego poza nowymi, czarnymi felgami dostępnymi w rozmiarze 20 lub 21 cali. Czerń skutecznie maskuje pełne seksapilu linie spod kreski Pininfariny, na tle których jedynym wyróżnikiem pozostaje krzykliwy kolor zacisków. Najważniejsze jednak kryje się pod maską. Umieszczony z przodu silnik 4.3 V8 z bezpośrednim wtryskiem paliwa rozwija seryjnie moc 460 koni. Ferrari deklaruje, że wystarczy to do katapultowania Californii do 100 km/h "poniżej 4 sekund".
Edo Competition przybija pieczątkę pod tymi słowami. Dzięki zmianom w jednostce sterującej silinka, moc wzrasta do okrągłych 500 koni. Maksymalny moment obrotowy poprawiono o 15 Nm i po kuracji wzmacniającej wynosi 501 Nm, osiągane przy 5200 obr./min. W układzie wydechowym pojawiły się nowe katalizatory, ale fabryczne końcówki przypominające te z Lexusa IS-F pozostały.
California od Edo rozpędza się do "setki" w 3,9 s, a wskazówka prędkościomierza zatrzymuje się na 315 km/h (5 km/h lepiej niż w serii). Spragnionym sportowych wrażeń tuner proponuje na dokładkę regulowane zawieszenie, obniżone o 35 mm. Dla zakochanych w swoim Ferrari przygotowano też program indywidualizacji wnętrza, ograniczony jedynie wyobraźnią i grubością portfela klienta.
Nie ujawniono ceny, jaka widnieje na rachunku po wizycie u Edo Competition. Odrobina agresywności - szczególnie w czerni - i subtelny szlif mechaniczny przy niemal nienaruszonym charakterze Californii wyszły jej chyba na dobre.
Marcin Sobolewski
Ferrari F430 - boski wóz - ZOBACZ TUTAJ