Trident to brytyjska marka, która powstała w wyniku kryzysu finansowego TVR-a w połowie lat 60. ubiegłego wieku. Firma Viking Performance, która zajmowała się sprzedażą TVR-ów we wschodniej Anglii a także budową wyczynowych aut do sportu, dostała propozycję wykupienia marki, na którą jednak nie przystała. Postanowiła natomiast wykupić prawa do projektu TVR Tridenta, którego prototypy już istniały. W ten sposób Bill Lust, szef Viking Performance założył Trident Cars. Firma wyprodukowała w latach 1967-1977 w sumie tylko 140 samochodów , co sprawia, że istniejące dziś Tridenty są wyjątkowymi unikatami. Problemy finansowe zaczęły nękać Trident Cars już na początku lat 70. ale dopiero w 1977 roku została definitywnie zamknięta.
Marka została wskrzeszona w 1999 roku, z planem wprowadzenia do sprzedaży modelu Iceni, który z początku miał być napędzany silnikiem 3,2 V6 od GM. Potem firma zmieniła zdanie i do napędu zdecydowano, że używany będzie potężny silnik 6,6 V8 również od GM, ale produkowany przez Isuzu. Co najciekawsze, wcale nie chodzi o zamontowanie potwora rodem amerykańskich krążowników szos, ale o diesla, który zwykle znajduje zastosowanie w... wielkich amerykańskich pickupach ! Wygląda więc na to, że Trident ma za nic najnowszy trend, czyli downsizing i próbuje wytyczyć własną drogę do oszczędnych sportowych aut. Ciekawe jak im się uda.
Na razie podobno 500 osób zadeklarowało chęć kupna Iceni. Nie ma co się dziwić: 557 koni mechanicznych i niesamowite 1330 Nm momentu obrotowego dostępne już od 1800 obr/min. przy wadze 1480 kg pozwalają rozpędzić to auto w mniej niż cztery sekundy do setki . Prędkość maksymalna? - bez trudu osiągane ponad 300 km/h.
A teraz najlepsze: Według szefa Tridenta, w cyklu mieszanym, przy spokojnej jeździe Iceni odwdzięczy się spalaniem około 3,5 litra na 100 kilometrów. Jak to możliwe? Podczas jazdy z prędkością 110 km/h na ósmym biegu silnik pracuje na bardzo leniwych 980 obr/min. Automatyczna skrzynia, tak jak silnik, pasuje raczej do ciężarówki - ma tak naprawdę cztery biegi, z tym że każdy z nich ma swój nadbieg. I jeszcze jedna, "zielona" cecha Tridenta - można do jego baku wlać także biopaliwo bez ryzyka uszkodzenia motoru ani potrzeby przeprogramowania jednostki sterującej. Oczywiście na obiecywane wyniki spalania nie ma co liczyć, bo nikt, kto kupuje samochód z takimi osiągami nie będzie ograniczał się do jeżdżenia 110 km/h. Mimo wszystko, auto i tak będzie spalać dużo mniej niż konkurenci o podobnych osiągach.
Tridentowi brakuje jeszcze co prawda trochę pieniędzy do rozpoczęcia produkcji, ale wygląda na to, że inwestorom uda się znaleć brakujące 2,3 mln funtów, mimo że brytyjski rząd odmówił dofinansowania dla "zielonego" projektu tego typu. Chętni jednak są, więc dziwne byłoby, gdyby produkcja nie ruszyła. Cena 75 000 funtów być może jest nieco wygórowana, ale pierwsze zyski ze sprzedaży będą musiały być również przeznaczone na rozwój modelu. Trzymamy kciuki.
jk