Całe pokolenia Amerykanów zostały poczęte w samochodach. W każdym hollywodzkim filmie (no dobrze - nie w każdym, ale na pewno w horrorach) jest przynajmniej jedna scena z międzyludzkim porozumieniem, do którego dochodzi w aucie. Trzeba też przyznać, że seks w samochodzie to jest coś, na czym Amerykanie się znają. Tysiące nastolatków podkradają bryki swoim rodzicom, by uwozić swoje dziewczyny na odludne parkingi i stopniowo pozbawiać je części garderoby. Jeśli w rodzinie jest więcej niż jeden samochód, to istnieje spora szansa, że wspomniani rodzice znajdują się w aucie stojącym obok i przypominają sobie młodość i burzliwe hippisowskie czasy.
Na jednym z portali "poradnikowych" znaleźliśmy film instruktażowy, traktujący o tym, jak najlepiej zbliżyć się do siebie w samochodzie. Oprócz dość oczywistych kwestii jak posiadanie odpowiedniego partnera oraz samochodu, autorzy filmu twierdzą, że mało wskazane jest np.: - używanie świec, które na ogół uchodzą za wskaźnik romantyzmu; - spożywanie afrodyzjakalnych potraw, np. ostryg; - spożywanie potraw w ogóle, gdyż łatwo brudzą tapicerkę i mają tendencję do przyklejania się do różnych części ciała; - włączanie światła w samochodzie - trudno się dziwić, gdyż w świetle tej małej lampki każda partnerka będzie wyglądać jak zombie, no i łatwo wystawić się na widok publiczny.
Zwracają też uwagę na to, co zrobić warto - przede wszystkim posprzątać samochód przed (po w sumie też), w trakcie zaciągnąć hamulec ręczny a ubrania zrzucać w jedno miejsce, by potem nie szukać biustonosza pod pedałem gazu. O to ostatnie w ferworze walki akurat trochę trudno.
Jak uprawiać seks w samochodzie?
Ponoć tylna kanapa jest mało romantyczna i zaproszenie na nią wybranki nie jest zbyt spontaniczne ani dobrze widziane. Portal poleca siedzenie pasażera - za kierownicą nie jest zbyt wygodnie żadnemu z partnerów i można wcisnąć klakson, co może spowodować głęboki szok i niezbyt kontrolowane odruchy a co za tym idzie - gwałtowne oziębienie relacji.
Porady wydają się banalne, ale w sumie poznać je warto. Amerykanie na pewno się na tym znają. Z drugiej strony nie jest to specjalną sztuką, kiedy ma się auto wielkości domku letniskowego. Polacy w tej materii też wykazują się sporą dawką pomysłowości - wielu młodych ludzi ma kłopoty lokalowe, auta są droższe i mniejsze niż w Stanach. Zastanawiam się więc, czy to Amerykanie powinni udzielać rad, czy może nasi rodacy znają się na tym lepiej?
Zobacz też:
W Stanach za miłość francuską na dożywocie
baggins