Przejechałem najgorszą autostradę. Bilans? Trzy awaryjne hamowania, poganianie i jeden środkowy palec. Co jest z nami nie tak?

Po co budujemy nowoczesną sieć dróg szybkiego ruchu? A no po to, żeby podróżowało się szybciej, komfortowo i przede wszystkim bezpieczniej. I ogólnie tak jest, z małymi wyjątkami. Na tym odcinku autostrady A2 od lat jest walka o życie i chamstwo - co gorsza, ta patologia stała się tam ogólnie przyjętą normą. Dlaczego?

Od lat unikam odcinka autostrady A2 między Warszawą a Strykowem. Trasa, oddana rzutem na taśmę przed Euro 2012, praktycznie od samego początku stała się jednym z najbardziej obleganych fragmentów polskich autostrad. Od samego początku też pracuje na swoją złą opinię. Przekonałem się na własnej skórze, że nic się w tej kwestii nie zmienia. Wiem już też, że nadal trzeba jej unikać jak ognia. 

A2, czyli polski szlak drogowych narcyzów i ludzi z kompleksami

Najbardziej zadziwia mnie, że kultura jazdy na polskich autostradach i drogach ekspresowych systematycznie się poprawia. Jeżdżąc po Polsce coraz rzadziej spotykam się z blokowaniem lewego pasa, coraz mniej widzę kierowców poganiających światłami, mniej jest też wariatów pędzących po trasie grubo ponad 200 km/h. Wydaje się, że stajemy się bardziej uprzejmi. Ale nie na odcinku A2 między Warszawą a Łodzią. Tam czas zatrzymał się w dzikich latach 90.

Przekonałem się o tym wybierając A2 w drodze z Warszawy do Gdańska. Zwykle ją omijam, bo nie lubię, ale dałem jeszcze jedną szansę. Ruch był duży, ale trasa była przejezdna, a to w realiach A2 oznacza, że oboma pasami ciągnie sznur samochodów: lewym nieco szybciej, prawym - reszta, w tempie zbliżonym do niezliczonych na tym fragmencie drogi ciężarówek.

Zobacz wideo

Wszystko mogłoby przebiegać sprawnie, gdyby nie pojawiający się co chwilę "matadorzy", jak nazywa niecierpliwych kierowców mój dobry przyjaciel. Ci ludzie nie potrafią jechać równym tempem. Podjeżdżają do tyłu na grubość lakieru, nie zważając, że przed popędzanym sunie rząd innych aut wyprzedzających kolumny 40-tonowych ciężarówek. Jeśli natychmiast się im nie zjedzie, w grę wchodzą długie światła – bez względu na to, że miejsca do ucieczki zwyczajnie brak. Gdy i to nie pomaga, próbują wywierać nacisk na kierowców, wychylając się na przemian z prawej i lewej strony, dając znać, że ich cierpliwość się kończy. To z kolei prawdziwy test cierpliwości poganianego. Najgorsze jest jednak to, że mniej wprawnych kierowców po prostu stresuje i zmusza często do podejmowania złych (czyt. niebezpiecznych) decyzji.

Jednak największa kara czeka tych, którzy zostawią regulaminowy odstęp przed poprzedzającym pojazdem. To dla autostradowej "elity" nic innego, jak policzek w twarz. W takich sytuacjach "matadorzy" za wszelką cenę szukają luki pomiędzy ciężarówkami, aby wyprzedzić go i wcisnąć się przed "marudera". Skutek? Efekt domina: gwałtowne hamowanie całego rzędu aut. Co gorsza dla 5-6 auta w sznurze, oznacza to już awaryjne hamowanie, a czasem też ratowanie się ucieczką na pas awaryjny. Czy tak trudno przewidzieć, że przepis na autostradowy karambol? Jazda w takim spięciu męczy bardziej niż podróż jednopasmową drogą prowadzącą przez miasta i wsie.

Co gorsza, tymi drogowymi narcyzami często są mężczyźni w średnim wieku, wożący na tylnej kanapie foteliki dziecięce. Właśnie jeden z takich "gentlemanów" najpierw poganiał mnie, potem pozdrowił mnie środkowym palcem i opluł sobie szybę, krzycząc coś zza kierownicy. Może w jego mniemaniu powinienem jechać na zderzaku poprzedzającego mnie samochodu, a jak tego nie potrafię/nie chcę, to powinienem ciągnąć się za ciężarówkami przez kolejne 100 kilometrów? Nie wiem i szczerze nie chce wiedzieć.

Igrzyska śmierci na "A-dwójce" trwają każdego dnia. Gdzie tkwi problem?

Wyidealizowany obraz siebie jako kierowcy to wciąż nasza narodowa przywara. Jak wynika z ostatnich badań Polskiej Izby Ubezpieczycieli, aż 96 proc. ankietowanych uważa się za dobrych kierowców, a 59 proc. twierdzi, że ich umiejętności są wyższe niż przeciętnego użytkownika dróg. Z kolei co trzeci respondent nie widzi nic złego w przekroczeniu prędkości o 30 km/h w mieście.

Włos jeży się na głowie na myśl, jak wysokie mniemanie mamy o swoich umiejętnościach. Skoro tak jest, to dlaczego na polskich drogach ginie tak dużo osób. W 2023 roku doszło do blisko 20 936 wypadków, w których zginęło 1893 osoby, a 24 125 zostały ranne. Co prawda oba wskaźniki spadły odpowiednio o 3 i 638 w stosunku do wcześniejszego roku, ale niepokojący jest znaczny wzrost poważnie rannych w wypadkach komunikacyjnych. Często oznacza to kalectwo albo długoletnią rehabilitację i dramaty rodzinne. W 2023 roku aż 7 595 osób odniosła w takich sytuacjach ciężkie rany. Policjanci określają, że wraz ze wzrostem sieci szybkich dróg, systematycznie spada liczba wypadków i kolizji, ale za to mamy coraz więcej poważnych wypadków, w których są ofiary śmiertelne i ciężko ranni.

Nie ma cwaniaka na... Polaka

Zaostrzanie kar, wprowadzeni recydywy i konfiskata aut są medialne i dają kolejne punkty procentowe rządzącym - przynajmniej na chwilę, bo zawsze dzieje się to zaraz po kolejnej drogowej tragedii. Problem w tym, że jak twierdzą sami eksperci, to jest dobry straszak, ale na chwilę. Rozbudowa sieci fotoradarów i odcinkowych pomiarów prędkości dobrze się sprzedaje, ale w sytuacji, w której we krwi mamy kombinatorstwo (być może wynikające z naszej trudnej historii), działają one średnio. Z ostatnich danych CANARD wynika, że systemowi udaje się ściągnąć zaledwie 60 proc. wystawionych mandatów. Jak nie ma mandatu, nie ma i punktów, które by eliminowały (przynajmniej teoretycznie) tych najczęściej łamiących przepisy. Podawanie danych obywateli Ukrainy w wezwaniach CANARD to już powszechna metoda zaradnego Polaka. 

Może zamiast nowych fotoradarów warto zainwestować w obowiązkowe badania psychotechniczne dla wszystkich kierowców? Bo jak widać, wysokie mandaty to za mało – potrafimy je omijać z kreatywnością godną mistrzów kombinacji, a omijanie zdrowego rozsądku mamy we krwi. 

Pomyślmy o tym przez chwilę. Może takie badania wykazałyby, że niektórzy w ogóle nie powinni siadać za kółkiem - nie dlatego, że nie znają przepisów czy nie potrafią operować sprzęgłem, ale dlatego, że mają skłonności do narcyzmu, agresji i „bohaterskiego" rozwiązywania problemów na drodze. 

Więcej o: