Jeżdżę po Polsce i widzę, że kierowcy nie znają zasady 20 sekund. A szkoda

Drogi mamy coraz lepsze, ale wielu kierowców mentalnie zostało na wąskich i pełnych kolein "krajówkach". Cały czas mamy problem z płynnoscia jazdy i... wyprzedzaniem. Szkoda, że nie stosujemy zasady, która w Niemczech działa dobrze od lat 80.

Po latach narzekań na rozjeżdżone i niebezpieczne drogi, przyszedł moment, w którym z drogowego outsidera Europy, staliśmy się pod względem drogowej infrastruktury jednym z jej liderów. Nowoczesne, szerokie, bezpieczne trasy połączyły już niemal wszystkie krańce naszego kraju. Mamy bezpieczne zjazdy, nowoczesne miejsca obsługi pasażerów, a na dodatek piękne widoki. Mimo to na drogach zamiast uśmiechniętych i odprężonych kierowców, nadal widzę wiele agresji, złości i chamstwa. Co z nami jest nie tak? Być może to kwestia nieznajomości dobrych praktyk, jakie od lat stosuje się na drogach całej Europy. To swego rodzaju drogowy savoir vivre, który oszczędza złych emocji i zapobiega drogowym bataliom. 

Zobacz wideo

Jak jeździć? Prawym pasem proszę państwa 

Jednym z prostszych sposobów na to, aby nam się wszystkim lepiej jeździło jest tzw. "zasada 20 sekund", którą od ponad 30 lat stosują m.in. Niemcy. Zanim jednak ją wytłumaczę, warto przypomnieć, że zgodnie z polskim kodeksem drogowym na naszych drogach obowiązuje ruch prawostronny. Co to oznacza w praktyce? Nic innego, jak konieczność (w ramach możliwości) jeżdżenia, jak najbliżej prawej strony krawędzi jezdni. Na drogach wielopasmowych to jasna wskazówka, że wszystkie pasy po lewej służą do wyprzedzania, a nie ich "okupowania". Niestety, wiele osób nadal o tym zapomina i nie widzi problemu w przyklejaniu się do lewego pasu. Drodzy kierowcy, nawet to, że podróżujecie po lewym pasie z maksymalną dozwolona prędkością, nie oznacza, że nie łamiecie przepisów. Co więcej, powinniście dostać za taką jazdę mandat

Z drugiej strony, napotkanie takich maruderów na drodze nie daje też przyzwolenia do bezkarnego ich poganiania światłami, czy uwielbianego przez polskich kierowców "siadania" na zderzaku przy prędkości 120-140 km/h. To jest nie tylko zabronione, głupie i niebezpieczne ale pokazuje też braku kultury. Takie zachowanie ma także swój paragraf - z powodzeniem można je zakwalifikować jako "stwarzania zagrożenia na drodze", a to już oznacza mandat do 5 tys. zł wystawiony na miejscu lub 30 tys. zł w sądzie. 

Jest jeszcze jedna kwestia. Co w przypadku, gdy na trasie jest duży ruch, a pojazdy jadące wolniej po prawym pasie zachowują niewielkie odległości? Czy trzeba wjeżdżać w każda lukę? No właśnie takie literalna podejście do przepisów też nie jest dobre i raczej może stwarzać więcej zagrożenia na drodze niż pożytku. I tu właśnie bardzo dobrze działa zasada 20 sekund. 

Na czym polega zasada 20 sekund? 

Popularna w Niemczech zasada 20 sekund jasno definiuje, kiedy można mówić o wyprzedzaniu na trasie szybkiego ruchu, a kiedy o blokowaniu lewego pasa. Co prawda nie znajdziemy jej w niemieckim kodeksie drogowym, ale w 1989 roku zdefiniowano ją w orzeczeniu Wyższego Sądu Krajowego w Düsseldorfie. Zgodnie z dokumentem pas należy zmienić na prawy, jeśli może on być używany "znacznie dłużej" niż 20 sekund przed kolejnym manewrem wyprzedzania. Trzeba wyjaśnić, że sąd uznał, że powinna ona być stosowana na drogach z co najmniej trzema pasami ruchu, ale idealnie się sprawdzi także w naszych, polskich realiach, gdzie mamy głównie dwupasmowe drogi szybkiego ruchu. 

To jasna zasada, która mogłaby zniwelować wiele nieporozumień i drogowych frustracji. Trzeba tylko ją zapamiętać i stosować. Wierzę w nas, bo z jazdą na suwak i tworzeniem korytarza życia na autostradach radzimy sobie coraz lepiej, choć trzeba pamiętać, że w tych przypadkach prawodawcy zdopingowali kierowców odpowiednią nowelizacją i dodatkowymi wpisami w taryfikatorze mandatów. 

Więcej o: